31 grudnia 2016

Święta, święta i po świętach

Jak się można było spodziewać licho co wyszło ze świątecznych postanowień Górkowej Matki. Przy garnkach spędziła faktycznie tylko tyle co było trzeba ... czyli praktycznie cały pierwszy dzień świąteczny (!). W drugim dniu zaś szerokim łukiem kuchnię omijając.
Żaden lakier nie skalał jej paznokci (tym samym zabiegi domowego SPA wciąż niedokończone). Spacerom nie sprzyjała aura. Gdy zaś na chwilę niebo nieco się przejaśniło, chęć na biegi zawitała w Matki głowie tak nagle, jak nagle została ostudzona jej nieumiarem w jedzeniu. Przejadła się Matka. Ledwo zza stołu ruszyła cztery litery, a gdzie tu myśleć o rześkim leśną dróżką galopie. Ani jednym śniadaniem nie nakruszyła w łóżku (za to w nocy pofolgowała sobie - co waga na pewno wskaże). Na film jakiś, co to nawet jego tytułu nie spamiętała, jednym okiem rzuciła. W grę żadną nie zagrała. Ledwo jedno pudełko puzzli w dni świąteczne odkurzono. Jednak tu wyrzutów sumienia Matka mieć nie musi - dzieci na brak wrażeń nie narzekały, wszak Górkowa siostra cioteczna towarzystwa im dotrzymała, nie dając żadnych szans nudzie.
A miłych gości na Górce było w sam raz. Rozzzzzzzzzzzzzkosznie.

Pięknie wszystko wyszło. Matka wraz z Teściówką atmosferę nerwowości zjawiskowo odczarowały.
Dzieci podsumowały (jak co roku zresztą) że to były ich najlepsze święta (czyli Mikołaj się spisał), sam dzień Wigilii był spokojniejszy aniżeli zeszłoroczny, czy zeszłozeszłoroczny, potrawy bez pośpiechu przygotowane, nie było utyskiwań, niczyich żali ... /Mały wybuch złości Górkowej seniorki w przeddzień Wigilii można uczcić jedynie milczeniem /wszak należy już do corocznej tradycji/. Aż Górkowa Matka musiała wyjść na chwilę z domu, zaczerpnąć świeżego powietrza, oglądnąć wieczorne Mniejsze Miasto zza firanki łez, utonąć w czyichś miękkich ramionach, środek uspokajający z tych samych rąk przyjąć, po czym wrócić ... bo tyle jeszcze pracy (!), a Matce spacerów się zachciewa (!). /
Choinka-krzaczek zginęła w morzu prezentów, stół uginał się od mnogości aromatycznych potraw, przy stole najmilsi, ze słodkim Antosiem na czele, w tle rozbrzmiewała kolęda wygrana na flecie, wrzawa, harmider, tak jak Matka lubi w święta :)

Pomimo to umęczyły Matkę te dwa dni świąteczne bardziej aniżeli adwent cały. Jak co roku same święta pożegnała bez żalu, a z ulgą. Jeno za całym tym czekaniem na cud wciąż jej tęskno ... Za tą magią co przez cały grudzień wyglądała z każdego kąta, z tajemnej skrytki z prezentami, z codziennego zaglądania do adwentowego kalendarza, z podarków, niespodzianek, rorat, wczesnych pobudek, z nocy zarywania ...
Wrócić do zwykłej codzienności, normalnego życia biegu, Matka nie może. Jak potłuczona po omacku wykonuje zwyczajowe czynności, odnaleźć się w zwykłości zupełnie nie potrafiąc. A codzienność sama ani myśli jej w tym pomóc. To na pierwszą w życiu rozmowę o pracę posyła, to z duszą na ramieniu do Urzędu Pracy, to nocą spać nie da, podrzucając do głowy coraz to nowe najczarniejsze z czarnych życiowe biznesplany. Na zegarku 2 w nocy, dwa filmy obejrzane, pokój mroźnym powietrzem przewietrzony, a sen wciąż nie chce przyjść. Roletę podciągnęła Matka, w kołdrę zawinęła się najmilej, w szafie w lustrzane odbicie kościoła wpatrując się łzy wyciera w rękaw piżamy z reniferem ... W ciemności i ciszy wyłapuje odgłos jemioły gubiącej swe kulki. Uśmiecha się przez łzy. Przecież jest pięknie. Jest jak chciała. Znów dosięgło Matkę jakieś dziwne radości ze smutkiem poplątanie.




24 grudnia # kalendarz adwentowy

"Nakryj do stołu. Nie zapomnij o sianku." 


Jezusek nie dał się długo prosić.
Skuszony zapachami dochodzącymi z kuchni, ochoczo pofatygował się prosto na stół, do żłoba.
Stosownej fotorelacji zaniechano.
Magia chwili odpowiednio zadziałała - czego skutkiem kompletny brak zdjęć.


W ramach brakującego załącznika

  piękne życzenia Z POCZTOWEJ KARTKI Z ZAGRAMANICY*:



Przy wigilijnym stole łamiąc opłatek święty, 

wspomnijcie, że dzień radosny w miłości jest poczęty,
że jak mówi Wam wszystkim dawne odwieczne orędzie
w pierwszą na niebie gwiazdkę Bóg w Naszym domu zasiądzie. 

Sercem Go  przyjąć gorącym na ścieżaj otwieraj wrota -

oto co czynić wam każe - Miłość największa cnota.

J. Kasprowicz

a wraz z nimi wieści zacne (!).
Rodzina się komuś powiększy.
Myślała Matka, że od nadmiaru radości i wzruszeń padnie.



*Aguś z Irlandii

30 grudnia 2016

23 grudnia # kalendarz adwentowy - O tym jak Górkowa Matka się nawróciła

"Pójdźcie na cmentarz.
 Zabierzcie znicze i własnoręcznie wykonane świąteczne stroiki. 
W ten piękny czas pamiętajmy także o tych, których już z nami nie ma."

Nie udało im się sprostać tak ważnemu zadaniu.
"Bezrobotna" matka musiała cały dzień zasuwać jak ta mróweczka.
/Handel najbardziej paskudnym sposobem zarabiania na chleb - zgrzytała zębami Matka na tę myśl przez dzień cały./
Z pewnością nadrobią zaległości i zjawią się na cmentarzu.
Niebawem.
W święta zaś była Matka z Nimi wszystkimi myślami.

Świąteczne stroiki na czas na grobach położył Górkowy dziadek.
Znicze zapalił. A i pewnie pomodlił się w Matki (a swej córki) imieniu.
Stroiki wcale nie własnoręcznie wykonane.
Nie było kiedy do gałązki świerku kilku bombek przytwierdzić.
Ale stroiki z sercem wytworzone ręką jednej z tutejszych mieszkanek.
Ważne że świerkowe gałązki przyozdobiły nagrobki, a sumienie Matki pozostało jako tako czyste.
Bo w życiu Matki ostatnio zaszły duże zmiany.
Sumienie i spokój na sercu są u niej na pierwszym planie.


/UWAGA/
Wszystkich zagorzałych przeciwników Kościoła, niedowiarków i sceptyków uprasza się o przejście do innego posta. O tego na przykład, lub tego... - świadczących o tym, że Matka do świętych z pewnością nie należy, i też nikogo nawracać nie zamierza (choć po prawdzie,  gdy tak poczytać te stare wpisy, to poglądy Matce z biegiem lat się jednak zmieniają - np. te z przeklinaniem).
Więc kto jeszcze może - niechaj czytania zaniecha.
Górkowa Matka bowiem będzie wyjawiać swe najgłębsze myśli, dotykające jakże grząskich i niewygodnych (dla innych rzecz jasna; nie dla niej samej) tematów wiary. Głównie swej wiary.

Długo myślała Górkowa Matka nad stosownością tego wpisu. Sama przecież podobnych uzewnętrznień na cudzych blogach nie trawi, a nawet omija je szerokim łukiem. A jednak. Pomimo to, coś ją korci i spokoju dać nie chce, a ważne myśli same układają się w głowie w zdania. A że ku temu teraz czas najlepszy, jeszcze z nalotem świątecznego uniesienia, dodatkowo roku koniec i czas podsumowań, to już nic Matki nie zatrzyma. Musi. Inaczej się udusi.

Zatem zaczynamy.

Różnie bywało z wiarą Górkowej Matki.  Był okres ufności dziecka i cosobotniej oazy w salce katechetycznej, był czas  pielgrzymek (a jakże!), a nawet myśli o posłudze bożej (! - okres krótki co prawda, ale jednak odnotować go tutaj należy;  zresztą już we wczesnym dzieciństwie Górkowa Matka wykazywała tematem ponad przeciętne zainteresowanie - z ogromnym zaaferowaniem oglądała "Detektywa w sutannie", a na pytanie kim zostanie w przyszłości, z pewnością w głosie odpowiadała, iż niczym Tracy Nelson - zakonnicą).
Był też najdłuższy z wszystkich okres totalnej obojętności i zwątpienia.

Prawie 30 lat trwało Górkowej Matki nawrócenie. Przez te wszystkie lata bowiem wierzyła wiarą podszytą sceptycyzmem, błądziła, grzeszyła, przystępowała do kolejnych sakramentów, tak naprawdę nie będąc do nich przygotowaną. Chrzest święty, komunia święta, bierzmowanie, ślub przed Bogiem. /A czy on w ogóle ważny, jeśli bardziej jak obrządek traktowany ... ?/
Jest Bóg? A może go nie ma ... ? No bo niby skąd tyle zła na świecie?
I ta niesprawiedliwość życia choćby względem niej samej ... Za dobroć w sercu wciąż piaskiem po oczach.
Zaniechała Matka sakramentu pokuty - nie będzie się jakiemuś obcemu dziadu z grzechów spowiadać! Oooo, co to, to nie!
Wiele lat musiało upłynąć ...
Czy to dojrzeć do swej wiary musiała, czy spotkać na swej drodze właściwych ludzi, książkę odpowiednią przeczytać, czy trafić na właściwy kościół, czy spowiednika ... ? Dziś już Matka wie, że taki był dla niej plan, ułożony przez tego co to wysoko na chmurze przysiada i z niedowierzaniem kręci głową patrząc na kręte ścieżki jej wiary.

Matka cztery lata wstecz była ostatni raz pod konfesjonałem. Ze skruchą, lecz bez wiary, że to jej potrzebne. Z przymusu prędzej. Wszak dziecko przyjmowało ważny sakrament. 
Jednak to właśnie wtedy, cztery lata temu, przy okazji Komunii Świętej starszej córki państwa Górkowych, nastąpił pierwszy przełom w duchowym życiu Matki. Zupełnie inne spojrzenie na wiarę dało jej to ważne wydarzenie.
Raz  że inny kościół, dwa - inne w nim zwyczaje. Kościół nie mający nic wspólnego z wcześniejszymi doświadczeniami Górkowej Matki, związanymi z jej dzieciństwem zwłaszcza, gdy to rodzice na siłę posyłali swe dzieci na coniedzielną mszę (a inaczej wyglądały te msze, aniżeli te dzisiejsze, nie było co lubić, do czego lgnąć), nie potrafiwszy przy tym ani właściwie wytłumaczyć, ani też stosownie przekonać po cóż to wszystko.
Tamten kościół kojarzył się Matce z nudą, wymogiem bezwzględnej ciszy i powagi sytuacji. Nie było tam miejsca na radość. A przecież wiara to głównie radowanie.
Przełom przełomem ... Coś drgnęło i zaczęło kiełkować. Jednak proza życia zrobiła znów swoje.
I znów jakoś nie składało się by pójść do kościoła, znów łatwiej spowiedzi zaniechać, na weekendowego czasu "marnotrawienie" wypiąć się, gdy wciąż tyle innych zaległych i niecierpiących zwłoki zajęć ... Znów oddaliła się od dobrego.
Dobrze jej było w tej obojętności do czasu ...
Bowiem w końcu w swym życiu doszła do momentu ściany. Gruby i wysoki mur jak okiem sięgnąć. Ani kroku do przodu. Ani w bok nawet. Ciemność i mrok dookoła. I przejmujące poczucie pustki, bezsensu.
W maju komunia kolejnego dziecka, a tymczasem to pierwsze (wcześniej praktykujące) obserwując swych rodziców, samo zaczyna oddalać się od Boga. I co gorsza nic dobrego z tego nie wynika. Dostrzega wówczas Matka własne pogubienie, błędy, coraz to nowe wady. Nie chce być już taką.
 
Ponoć nie ma przypadków. Mówią też, że WSZYSTKO jest PO COŚ. Widać Matka musiała wrócić do Mniejszego Miasta, a zaraz za nią jedna taka (co to zniknęła dla Matki na lata całe), i musiały minąć kolejne lata bylejakością oblepione. Zaczęły razem biegać, a z nimi jeszcze jedna taka,  z czasem rozmowy, lektury podtykane, mądre i ciepłe słowa, zasianie wiary ... Niewielu takich ludzi. Ciepłych, życzliwych, uduchowionych w taki sposób ... Bo wierzy wielu. Ale jest wiara i wiara. Wiara, o której na głos wstyd ... bo powiedzą żem dziwak ... I wiara, o której na głos i z radością w sercu. Tych drugich to ze świeczką szukać. A Matce takich ktoś pod sam nos podtyka. I czerpać od nich daje.
Zapragnęła Matka i dla siebie takiej przemiany, tego spokoju ducha i sumienia, pewności, że to wszystko co na jej drodze staje, jest po coś i ma sens. A motorem do działania własna rodzina, jej wzloty i upadki.

Tegoż adwentu nosiła się Matka z zamiarem odkurzenia sakramentu pokuty. Coraz dotkliwiej uwierał niepełny udział w mszy świętej, a rychły koniec adwentu zbliżał się coraz szybciej ... Dnia pewnego, dokładniej przy pewnej adwentowej sobocie, spłynęła na nią nagle myśl, iż to musi być koniecznie tej niedzieli. Rozmowę rodzicielską przeprowadziła ze swym dziecięciem, by dnia następnego całą rodziną wybrać się do Kościoła w Większym Mieście. Nie zdając sobie nawet sprawy, iż dzień ku temu tak akuratny (jak jej później doniosły doinformowane źródła). Gaudete - niedziela radości. Tego dnia niebo im sprzyjało.
Strach przed spowiedzią bowiem towarzyszył Matce od dziecka. Nie inaczej było z Górkową córką. Emocje i dolegliwości im towarzyszące jak przed jakim ważnym egzaminem. A tymczasem tym razem na Matkę dziwny spokój spłynął. Pierwszy raz z najprawdziwszą chęcią poprawy i słuszności sprawy stawiła się pod konfesjonałem. Jakież było jej zdziwienie, gdy miast zwykłego grzechoklepacza jej oczom ukazał się wehikuł jakiś - stwór przedziwny, konfesjonał na dwoje drzwi szczelnie zamykany. Dosłownie - pełen komfort, pełne wyciszenie. Czegoś takiego Matki oczy jeszcze nie widziały. Tym bardziej ne spodziewała się ona takich udogodnień.
- Dobrze. - pochwaliła w myślach ucieszona Matka - Nie będzie mnie przynajmniej nikt okiem lustrował. 
Pomimo to już stojąc w kolejce, strach ją obleciał i pot zimny po plecach spłynął. Nie przed wyznaniem grzechów. /Wszak nikogo Matka nie ukatrupiła, a i innych haniebnych grzechów nie praktykuje (nie licząc mięska spożywanego w piątek)./ Lecz przed swymi emocjami, co to zawsze na wierzchu. Smarknąć w chustkę nie wstyd, choćby i przy spowiedzi. Gorzej wyjść od spowiedzi spuchniętym i czerwonym całym ...
W jednej chwili brzuch ją rozbolał, więc w myślach zaczęła się pocieszać:
- Dobrze że kolejka krótka, to i stres krótszy. Będzie co ma być.

A w wehikule spowiednik i spowiedź na jaką czekała całe swoje życie. Choć sama wciąż w to nie wierzy - nie może doczekać się powtórki. Takiej lekkości na sercu i spokoju ducha Matka życzyłaby każdemu. Nawet i wrogowi. O!, jemu to przede wszystkim!
Peace, love i Bóg z Tobą.
Teraz już tak.

Matka nie zacznie nagle chodzić codziennie do kościoła, na pielgrzymkę nie zapisze się wcale (już nie dla niej takie survivale),  na klęczkach modłów nie będzie odprawiać, Pisma Świętego wciąż nie ma u  niej na regale (z tego powodu to akurat jej wstyd) ... Jednak ukryć się nie da, że zaszły w niej duże zmiany.
Już nie wyobraża sobie adwentu bez rorat, mszy świętej bez komunii, niedzieli bez wycieczki do kościoła, wreszcie życia bez pewności, że żadna minuta do niej nie należy.
To dzięki tej pewności spokój i ukojenie wkradło się w jej serce.
Nadzieja panoszy się tam równie zuchwale.
Zupełnie inny LEVEL.
Powiadam wam.
Zupełnie inny.





*na zdjęciu jeden z grudniowych prezentów - Adam Szustak "#JESZCZE5MINUTEK" Wyd. Znak.

23 grudnia 2016

19-22 grudnia # kalendarz adwentowy

19 grudnia
"Przygotuj z szarego papieru i stempelków papier do pakowania prezentów."

20 grudnia
"Poczytajcie o tradycjach świątecznych w innych krajach."

21 grudnia
"Odkurzcie z niebytu gry planszowe." /zamienione na o wiele przyjemniejsze "Goszczenie miłych gości."

22 grudnia
"Przygotujcie wspólnie upominki dla dziadków. Może to będzie laurka, albo jakieś łakocie ... ?"

Górkowa Matka pragnie wytłumaczyć swą tutejszą nieobecność, tudzież zaniedbanie kalendarza adwentowego. A tłumaczyć to będzie (zgodnie z faktem rzeczywistym) swym zapracowaniem. W poniedziałek bowiem Matka wstała skoro świt (punkt 5.00 zadzwonił budzik), aby udać się ze swą starszą córką do kościoła, na roraty. Młodszego dziecięcia pomimo usilnych prób nie udało się zwlec z łóżka, o szanownym małżonku nawet Matka nie wspomni. W bożym przybytku, w blasku adwentowych lampionów, skosztowały duchowej uczty. Po tak zacnym rozpoczęciu nowego tygodnia, wyprawiła Matka swe dzieci do szkoły,  po czym bez reszty oddała się porządkom. Jednym ciągiem umyła 10 okien. Wcale nie łazienkowych i malutkich, ino wieloskrzydłowych, balkonowych, a nawet okien podwójnych, takich co to teraz w dobie "plastików", w mało którym domu uświadczysz, takich co to trzeba rozkręcić by umyć podwójną szybę od środka (Matka zawsze łokcie urobi sobie przy tych eksponatach). Więc jakby tak dobrze przeliczyć na zwykłe okna, to  umytych sztuk wyszłoby nie 10, a z 15! 



Na tym myciu upłynął jej dzień cały. A w międzyczasie oczywiście doraźna pomoc w przydomowej firmie, obiad, powierzchowne mycie podłóg, wieszanie firanek (na szczęście nie w liczbie odpowiadającej liczebności okien), prace domowe, kolacja ... Suma summarum - istny maraton. To i gdy dzieci (utyskujące na zaniedbanie zadań adwentowych - zupełnie jakby już sama Matka nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia) w końcu zagnała do łóżek, to i sama zaraz zaległa w pościeli. Film świąteczny zapuściła na komputerze, tylko po to, by już po 20 minutach spać snem sprawiedliwego. Dobrze, że czujny małżonek ostrożnie (by jej snu nie przerywać) pozbył jej uszy słuchawek, a brzucha zaś ciężaru komputerowego. 

Więc dla równowagi, dnia następnego matka leniła się świętując po czasie swe kolejne urodziny. Gościła jedną taką, co to prezenty robi najcudowniejsze (choć po prawdzie nic nie przebije prezentów od Górkowych córek), ciasto słodkie kawą zapijając i zahaczając o tematy niezwykle ważne i podniosłe.
Wieczorem dokończyła z zeszłego dnia filmu oglądanie.



W środę zaś Matka gościła tych dwoje. Sympatią podobną to chyba cała Górkowa rodzina nikogo nie darzy. Gdyby miała wybierać z kim na wakacje, do kogo na kawę, z kim "konie kraść", to wybór prosty - tylko Oni ... Znów żal było się z nimi rozstawać. Byle do następnego ... Niebawem :)

W  czwartek Matka łatwiła sprawy urzędowe. Dopomniał się o nią Urząd Pracy. Oferta pracy! Toż ci zaskoczenie ostatniego dziesięciolecia! Czyżby modlitwy Matki zostały w tak szybkim tempie wysłuchane ... ? Znak Boży? Świąteczny prezent? Nie wie Matka - cieszyć się, czy płakać? W chorym kraju żyć jej przyszło, gdzie "bezrobotny" półtora etatu bez żadnego urlopu wypracowuje, bojąc się o niepewne jutro, gubiąc po drodze swe marzenia i cele, a przede wszystkim wiarę w siebie.
Cóż przyniesie dla mnie nowy rok? - myśli Matka niczego już nie będąc pewną, pogubione marzenia nieśmiało na nowo odkopując.

Odczuwać zaczyna Matka grudniowe zmęczenie, to co to odbiera radość z świąt całych. Ostrzegawcze światło załączyło się razu pewnego w głowie. Na szczęście już jutro na Górkę zajeżdża pomoc w osobie Teściowej. Przywiezie ona ze sobą z pewnością dużo ciepła i świątecznego nastroju. Wspólnie z Matką odczarują tę nerwową atmosferę, przegonią czyjeś fochy do kąta, porządek swój zaprowadzą.
Matka obiecuje sobie w zbliżające się dni świąteczne stać przy garach tylko tyle ile to konieczne, nie forsować się czym nie musi, długo spać, śniadaniem kruszyć w łóżku (makowiec + kawka), w planszówki grać, głupie i mniej głupie filmy oglądać, na długi spacer pójść (a może nawet pobiec lasem), dokończyć weekendowe SPA (odbyło się! nie inaczej!) umalowawszy na czerwono swe niebywale krótkie pazury (ach! te porządki, i nerwy kończące się paznokcia przygryzaniem),  i wreszcie przyjmować miłych gości. Rozzzzzkosznie :)




19 grudnia 2016

18 grudnia # kalendarz adwentowy


"Pomóż w świątecznych porządkach. Posprzątaj na biurku i w zabawkach, zetrzyj kurze na półkach z książkami."


Dla chętnych pomagierów, na regale z książkami, Matka ukryła takie niespodzianki.




 



A w szare papierzyska matka zawinęła dwa nowe świąteczne tytuły.
Pewno się tu jeszcze pokażą w jakiej okołoświątecznej scenerii, bo eksponaty zacne, z tych co to nic tylko puścić dalej famę w świat. 


17 grudnia 2016

17 grudnia # kalendarz adwentowy


"Ubieramy świąteczne drzewko."

Prawdą jest iż człowiek całe życie się uczy.
Górkowa Matka także. Nie inaczej. Na własnych błędach oczywiście.
Tydzień temu do zaaferowanej skumulowanymi obowiązkami Matki zadzwonił Górkowy Ojciec (jej szacowny małżonek czyli). Powód telefonicznej rozmowy jakże ważny - wybór świątecznego drzewka. Dnia poprzedniego dyspozycje dostał, to i udał się do odpowiedniego miejsca. Teraz pragnął jeno dopytać jakie jest Matki zapatrywanie co do drzewka rozmiarów. Choinek wszak wszędzie wysyp.

- Weź jakąkolwiek. - rzekła bardzo nieopatrznie niewiele myśląc Górkowa Matka, błądząc myślami zupełnie gdzie indziej.

A że tedy nerwowość już wkradła się na Górkę, więc  przerwała szybko połączenie i wróciwszy na powrót do swych zajęć, nie zaprzątała już sobie więcej głowy tematem.
Niech więc nikogo nie dziwi, że nawet nie zapaliła się w jej głowie żadna żaróweczka ostrzegawcza.
A przecież Matka nie pierwszy raz zapomina, że żaden samiec nie chwyta w locie myśli swej kobiety i na świat patrzy w sposób dużo bardziej prosty, a męska logika jest prosta jak mówiąc kolokwialnie budowa cepa.
Jakakolwiek jest dla niego niczym innym jak po prostu jakąkolwiek. Koniec, kropka.
On nie siedzi w jej głowie i nie rozumie, że gdy ta mówi "jakąkolwiek", tak naprawdę ma na myśli "co najmniej tak piękną jak ostatnio, nie mniejszą, nie brzydszą, a jeśli by takich nie było, to dzwoń do mnie - wspólnie co dalej uradzimy".

No i stoi teraz na Górce choinka (krzak raczej) mierząca wraz z czubkiem "metr w kapeluszu".
Górkowa siostra cioteczna, co to akurat zjechała na Górkę na weekend, i co to na małym metrażu na blokowisku na co dzień przebywa, tak temat głośno rechocząc podsumowała:

- To już MY rok temu mieliśmy większą.

Dokumentnie zrzedła Matce mina.
Myśli czy by drzewka na jakimś gustownym taboreciku nie postawić.
A na przyszłość musi swe życzenia bardziej precyzyjnie werbalizować.







Krąg czarownic znużonych całodziennym na komputerach graniem. Zasiadły łaskawie, wydawać by się mogło że za karę, do fotorelacji ;)

16 grudnia 2016

16 grudnia # kalendarz adwentowy


"To co? Może wieczorny spacer świątecznie oświetlonymi ulicami miasta ... ?"











Coraz bliżej święta, coraz bliżej  święta ...
O czym świadczy pojawienie się jeszcze pustej szopki betlejemskiej na schodach prowadzących do kościoła, oraz już przystrojonych choinek wewnątrz świątyni.


Listy do Świętego Mikołaja 2016

Starsza:

Drogi Mikołaju!
Dziękuję Ci za podarki z zeszłego roku. Sprawiły mi one ogromną radość, były świetne!
W tym roku pod choinką chciałabym znaleźć grę "The Sims 3 Cztery pory roku", książki "Osobliwy dom pani Peregrine", "Dom tajemnic". Gumową obudowę na telefon - Prosiaczka. Ramkę z jakimś cytatem, drobnostkę do nowego pokoju, ubrania, słodkie skarpetki, perfumy. Ładne długopisy, papiery typu na którym piszę (z 4 zadania), słuchawki (takie najzwyklejsze małe, nie wypadające z uszu). Z góry dziękuję Ci za wszystkie prezenty, którymi mnie obdarujesz.
Gdybyś znalazł chwilę wolnego czasu, pozdrów ode mnie wszystkie renifery, elfy oraz panią Mikołajową! Wesołych Świąt!
J.


Młodsza:

List do Mikołaja od K.
Drogi Mikołaju,w tamte święta dostałam wiele przyjemności i radości. Dziękuję Ci za wszystkie prezenty, były cudowne. Mikołaju, a wiesz w sobotę ozdabialiśmy pokój, jest bardzo ładnie, mówię Ci jak przyjdziesz to zobaczysz. Mam nadzieję że ci się spodoba. Mikołaju a czy mógłbyś mi odpisać? proszę. Bardzo bym chciała.
Co chciała bym dostać od ciebie. 
Książki 2 pierwsza książka "Tajemnica więźenia", druga książka "Tajemnica szpitalu", lego frends stadnina koni, ciuchy, słodycze.
WESOŁYCH ŚWIĄT. 













Starsza już po fakcie przypomniała sobie, że do listy życzeń miała jeszcze wpisać piżamkę-kombinezon (najlepiej zwierzakową, z uszami misia np.). Więc gdyby to czytał jaki Mikołaj ... 
No! To on już będzie wiedział co z tym fantem zrobić.

Matka zapomniała wystosować list od siebie. Choć zapewne brzmiałby on mniej więcej tak ...

(...)
pół litra czasu (wolnego całkiem!),
paczkę niedzieli, ferii kobiałkę,
marynowaną od pracy przerwę 
oraz wakacji wielką konserwę.

Poprosiłaby jeszcze o spełnienie życzeń z urodzinowych kartek i laurek od swych córek ...
Tych samych, przez które wylała całe morze wzruszeń.

Wszystkiego najlepszego z okazji twoich Mamo urodzin.
Życzę Ci zdrowia i niech twoje marzenia się spełnią.
Młodsza



"Z upływem lat, życie nie staje się łatwiejsze, ale może stać się pełniejsze i piękniejsze."

Z okazji Twojego święta, życzę ci mamo abyś zawsze była uśmiechnięta!
Wymarzonej kuchni w której pod stołem leżałby puchaty kotek.
Najskrytszych marzeń spełnienia!
Zdrowia, szczęścia i słodyczy
starsza córka mamie życzy.
Starsza




Ehhhh... nic dodać, nic ująć.
A wydawało się Matce, że w tym wieku to już dzieci nie słuchają zbyt uważnie tego co matka mówi ...

A życie pełniejsze i piękniejsze to Matka już ma!
No, bo jak tu nie mieć?!
:))







* Skopiowane wraz z wszelkimi uroczymi błędami.

15 grudnia 2016

15 grudnia # kalendarz adwentowy


"Wyślij świąteczne kartki. Już czas!"

Tiaa, jasne!

Niniejszym Górkowa Matka donosi! Nie jest rzeczą możliwą pogodzić: pracy (w stopniu grudniowo natężonym), obowiązków domowych, szkoły, zadań domowych, modlitw do opanowania pamięciowego (dziecię komunijne), zajęć pozalekcyjnych (wcale nie licznych), przedświątecznych przygotowań, zadań adwentowych, zarwanych nocy i rorat o 6.30. Chyba że kto ma dobę z gumy (albo łyka jakie wspomagacze).
Co tu dużo ściemniać, że wyrabiamy ... Ano nie wyrabiamy! Ani z kalendarzem (mimo że zadania w tym roku mało absorbujące, tak że na prostsze już podmienić nie można), ani z porządkami, ani nawet z obiadem na czas - ledwo co. Grudzień jak co roku chodzi własnymi ścieżkami. Pisze się jak chce, za nic mając Matki plany i zamiary.
Z ręką na sercu: Górkowy harmonogram sypie się od dobrego tygodnia. Świąteczny film wcale nieobejrzany (jedynie zaplanowany), Robótka niedokończona (więc i dziś nie wysłana), świąteczne kartki dla najbliższych nawet nie wypisane, kilka prezentów wciąż niekupionych, a Górkową Matkę dopadło jakieś przesilenie, zasypia z kurami, a rano z łóżka ledwo zwlec się może. /Dobrze że przezornie podgoniła co nieco w listopadzie./
Im bardziej Matka chce  by wyszło, tym bardziej wali się jej dzień cały.
Z tego to powodu nerwowość wkradła się do domu na Górce.
Matka szuka ukojenia. Weekend idzie. Matka ma z nim związane poważne plany. Zaległe zadania podgoni, a jedno z zadań weekendowych podmieni jak nic na "SPA domowe" - będzie się wylegiwać z córami z maseczką na twarzy, balsamem wtartym w coraz dłuższe rude pukle, nogami wysoko na poduszkach ułożonymi, z pilotem od tv w jednej ręce,  z gorącym kakao z pianką w drugiej i z błogim uśmiechem na twarzy. Może se nawet panny pazury wymalują ... A co! U stóp. Bo u rąk to szkoda zachodu, gdy i tak zaraz lakier zlezie przy rychłych dalszych porządkach.
Na ten jeden wieczór Matka postara się wyłączyć w głowie tryb głośnomówiący o tym co to jeszcze przed  świętami ona zrobić musi. Będzie delektować się chwilą, sączyć niespiesznie kakao (tudzież inne napoje - wyskokowe?) i zbierać siły na ten ostatni tydzień. 
Tydzień! Dacie wiarę? Kiedy to zleciało?????
Choćby nie wiem jak było ciężko ... choćby ciężej niźli w dobiegającym właśnie finiszu tygodniu ... choćby powieki opadały, a ręce z bezsilności opadały ... Matka KOCHA ten czas. Jak nic innego w grudniu. Cały rok na niego czeka. Nie na święta same. WCALE NIE. Tylko na to co PRZED właśnie. Na to wyczekiwanie, szykowanie, spiskowanie ... , na tę całą otoczkę.
A jeśli by nawet zdarzyło się Matce o tym zapomnieć, to ma ludzi od tego by jej o tym co ważne przypomnieli ...
I dziś z rana takie właśnie Matka życzenia urodzinowe dostała:

"Droga Kamilko, mimo że dzień ma tyle trosk - uśmiechnij się! I przypomnij sobie, że jesteś z tych którzy szczęście wdychają z powietrzem ... "

Ekarteczka prosto z zagramanicy. Od Agnieszki. Dzieli ją z Matką (tysiące?) kilometrów, widują się rzadziej niż by wypadało, a zupełnie jakby w myślach Matki czytając, ujęła sedno sprawy dosadnie. Wzruszyła się Matka jak to tylko ona wzruszyć się potrafi. Swoje dołożyło te 35 lat co jej dzisiaj strzeliło na karku. Wcale jej ich nie żal. Niecierpliwie czeka na te, co wciąż przed nią. Ale świadomość upływającego czasu, w tym dniu w roku, zawsze sprawia, że jakoś tak same wilgotnieją oczy ...  


Żłóbek pojawił się na Górkowym pięterku. Jeszcze pusty. Czeka na narodziny dzieciątka.



Jezusek, co to mu się zeszłej zimy potłukło, po czym został pieczołowicie sklejony, teraz w zacnym miejscu czeka na swe narodziny.
Młodsze dziecię tak go ugościło.
Schronienie mu dało na ten czas szalony.
Nie wiem tylko czy Jezusek po takich wygodach, będzie chciał na powrót do żłoba wrócić.


Jezusek w domku dla lalek. Pościel wraz z szydełkową narzutą - hand made by Górkowa Matka we współpracy z zeszłorocznym Mikołajem :)


Póki co widać, że Jezuskowi aż za dobrze i ani myśli zmieniać lokalizacji.
Zobaczymy.
Może da się namówić i udobruchać jakimś pierogiem z wigilijnego stołu ...


14 grudnia # kalendarz adwentowy


"Świąteczny domowy seans czas zacząć.
Ty wybierasz filmowy repertuar."





13 grudnia # kalendarz adwentowy


"Jest ROBÓTKA! Starszaki czekają na wasze kartki :)"








 Proszę Państwa,
jak co roku, o tym samym czasie ...
jest ROBÓTKA.
Kto się przyłączy do akcji?
:))

Kiedy ostatnio zrobiłeś dla kogoś coś miłego ... ?
 
Umilamy sobie czas adwentowymi niespodziankami.