27 lutego 2013

At work

Nie lubię swojej pracy ... Nie za to jaka jest. Raczej za to jaka nie jest ... Bo uświadamianie sobie codziennie, że jest się w nieodpowiednim miejscu, że nie robi się tego, co by się chciało ... nie jest fajne ani przyjemne. Marnuję się tutaj ... Marnuję swój potencjał ... , swój czas ... Mogłabym dużo zdziałać, ale nie w tym miejscu ... Bo to nie moja bajka ...
Zero satysfakcji, zero spełnienia ... Siłę i moc daje mi jedynie kontakt z ludźmi. To oni są moimi akumulatorami i katalizatorami ... Tylko z ich powodu chce mi się tu wracać. Dzięki nim chce mi się ...
Bardzo zazdroszczę ludziom, którzy kochają swoją pracę ... Marzę o tym, by móc kiedyś powiedzieć, że robię to, co kocham ^^









Filcowe korale są autorstwa pewnej bardzo zdolnej Martyszki :*

24 lutego 2013

Girls

Jeśli tylko jestem zbyt zmęczona na wieczorne czytanie, sięgam po nie ...Pokochałam prawie jak "Sex and the City" ...  Przyjemna odskocznia od dnia codziennego. Bywa, że jest śmiertelnie poważnie i bywa, że zaśmiewam się do łez :)))




Bezpretensjonalny i zabawny serial HBO przedstawiający perypetie czterech przyjaciółek z Nowego Jorku, które wkraczają w dorosłość. Nie układa im się z facetami i próbują odnaleźć się na rynku pracy. Dziewczyny wiodły dotąd beztroskie i rozrywkowe życie - teraz przed nimi życiowe decyzje. Szukają swojej tożsamości - świeżo po studiach, nieprzygotowane na głębokie związki i kręte ścieżki, które szykuje dla nich los. Zwykłe dziewczyny z kompleksami, ukazane w bardzo nietuzinkowy sposób ...


  



21 lutego 2013

The Versatile Blogger Award i mój niezbędnik :)


 Dziękuję Extrawertycznie za nominację :)


 Zasady zabawy:

-podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
-pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
-ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
-nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
-poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów



Wiem, że Extrawertycznie wybaczy mi zmiany jakie zamierzam wprowadzić do tej zabawy ... :-) Opowiem o sobie poprzez przedmioty, którymi lubię się otaczać i które są mi niezbędne do życia ;). Napiszę o kilku(dziesięciu)! rzeczach/przedmiotach, które w jakiś sposób mówią o mnie, o tym jaka jestem - zdecydowanie będą to fakty dotyczące mnie bezpośrednio ;) A będzie ich troszkę więcej, gdyż jestem bardzo(!) niezdecydowaną osobą - to kolejny fakt o mnie, który możecie potraktować jako bonus :)!

Wielu rzeczy jestem w stanie sobie odmówić, czy zastąpić je innymi ... Jednak są rzeczy niezastąpione i takie bez których już nie wyobrażam sobie życia :) Nie będę wymieniać tu  rzeczy oczywistych typu antyperspirant czy szczoteczka do zębów  :P Będą to rzeczy, bez których teoretycznie powinnam móc egzystować, a jednak nie potrafię ... ! Może nie wszystkie zabrałabym na bezludną wyspę, ale w daleką podróż na pewno!
Nie jest to krótka lista, więc tu zaprezentuję absolutne minimum. Wypunktowane wg hierarchii :)))


 1. Książka - bez książki jak bez powietrza - duszę się ;) Żaden audiobook nie jest w stanie zastąpić mi przyjemności obcowania z papierową książką. A w pojedynku książka-film zwycięży zawsze ta pierwsza! Kocham czytać i gdybym tylko dysponowała większą ilością wolnego czasu, na pewno powstałby mój drugi blog - z recenzjami książek ^^.
 2. Komputer i Internet - jestem uzależniona! Dzień bez Internetu, bez blogowania (czy to u siebie, czy u innych) jest dniem straconym ;) 
 3. Kawa!!! - od niej zaczynam każdy dzień. Próbowałam rzucić - nic z tego ... :/ Z innych znanych mi  nałogów ... czasem(!) lubię sobie zapalić papierosa 8-)
 4. Słodycze - słodkości w każdych ilościach i pod każdą postacią! Często zaczynam nimi dzień, jak również go nimi kończę :D
 5. Prostownica do włosów! Absolutny must have! Bez niej ani rusz! Odkąd się poznałyśmy moje życie stało się ... PROSTSZE   ;)
 6. Samochód ze sprawnym odtwarzaczem CD - choć prawo jazdy mam od lat 14, to kierowcą praktykującym jestem zaledwie od lat dwóch! Bywa :) Nie mniej jednak teraz uwielbiam prowadzić samochód i  delektować się przy tym w samotności muzyką. A moim ulubionym wykroczeniem jest przekraczanie dozwolonej prędkości :D
 7. Telefon - muszę mieć stały kontakt ze światem - bez niego jak bez ręki. Gdy będąc poza domem uświadomię sobie, że nie mam go przy sobie ( a nie ma ze mną Poślubionego, ani jego telefonu ;D), od razu stają mi przed oczami te wszystkie "straszne" rzeczy, które mogą mi się przytrafić, podczas gdy ja nie będę mogła wezwać pomocy (zadzwonić do niego ;).
 8. Płytka z ćwiczeniami Ewki Ch. i Ab. Ripper - endorfiny! endorfiny! :)))))
 9.Odżywka do rzęs RevitaLash to odkrycie minionego roku! Nigdy nie uwierzyłabym w cuda obiecywane na ulotce, jednak widząc efekty u bliskiej osoby, zapragnęłam ją mieć! Efekt widoczny już po miesiącu stosowania. Jestem przeciwniczką przedłużania rzęs, więc ta alternatywa jest dla mnie idealna. Jest warta każdej złotówki! Gorąco polecam!
10. Tusz do rzęs - co rusz zmieniam jak rękawiczki. Testuje z różnym stopniem zadowolenia i takim też samym efektem końcowym. Ten konkretny jest póki co idealny i myślę, że na dłużej pozostanę mu wierna.
11. Baza pod cienie Art Deco - Znamy się już kilka lat i choć robiłam podejścia pod inne tańsze zamienniki, zawsze do niej wracam. Jest niezawodna i  I D E A L N A ! Z nią każdy(!) cień trzyma się na powiece tak długo jak bym sobie tego życzyła. Bez niej nawet nie zabieram się za makijaż oczu. Mogę nie mieć podkładu na twarzy, ale baza pod cienie jest niezbędna!
12. Czarna i brązowa kredka do oczu oraz eyeliner - kreska na powiece mile widziana. Uwielbiam ją kreślić i patrzeć jak zmienia moje spojrzenie ^^
13. Pędzle do makijażu! i kosmetyki kolorowe! - nie wiem jak kiedyś mogłam nakładać cienie zwykłym aplikatorem dołączonym do większości tych kosmetyków :/ Marzy mi się profesjonalny zestaw pędzli z wyższej półki, ale póki co ciągle mam ważniejsze wydatki.
14. Demakijaż - Ziaja de-makijaż dwufazowy - mało wydajny ale skuteczny. Jak tu w dzisiejszych czasach egzystować bez podobnego specyfiku, no jak ... ?!! ;)
15. Kosmetyki to pielęgnacji twarzy - Kiedyś ludzkości wystarczała zwykła kostka szarego mydła ... A dziś ... Clarena to również odkrycie zeszłego roku - wcześniej byłam wierna Biodermie. Obie marki służą mi świetnie.
Krem Bandi - mój pierwszy krem z kwasami. Poznajemy się ;) Muszę go "wymaziać" przed pierwszymi wiosennymi promieniami słońca, by uniknąć skutków ubocznych, więc co wieczór pamiętam o nim. Jego zapach uzależnia ;)
16. Pielęgnacja ciała - uwielbiam wszelkie "mazidła" do ciała ^^. Tu prezentuję masło do ciała Bielenda - ta polska firma ma całą gamę produktów, które kocham miłością odwzajemnioną! Zapach jest dla mnie bardzo istotny i tu mogę liczyć na moje klimaty.
17. Perfumy - jestem wybredna co do zapachów. Ciężko mi znaleźć zapach, który pasowałby mi idealnie. Te trzy zapachy to absolutne strzały w dziesiątkę - czuję się w nich komfortowo. Nie męczą, wtapiają się w skórę, nie czuję ich na sobie ;) Innego układu nie toleruję - ból głowy murowany!
18. Lakier do paznokci zmywacz do paznokci - manicure i pedicure to prawie obsesja! A lakierów ci u mnie dostatek! :) Utwardzacz mam zawsze w torebce - lubię wprowadzać drobne poprawki w manicure.
19. Krem do rąk - must have - bez niego ani rusz - nieważna marka, byle by był, tu nie jestem wybredna.
20. Balsam do ust! - uwielbiam obserwować inne kobiety podczas zmysłowego rytuału smarowania nim ust ;) i  u siebie samej sprowadzam tę czynność do rangi hołdu oddawanego mym ustom :D Bo ja ogólnie lubię kobiety :)))) Choć niestety nie wszystkie ... - te wredne, podłe i zazdrosne psują nam (fajnym kobitkom :) opinię!
21. Piwo! Zimne! Bez zbędnego omawiania MNIAM ... :D
22. Biżuteria - dla mnie równie istotna (jeśli nie bardziej) od "bazy", czyli stroju. Szczególnie kocham kolczyki i wisiorki - trochę tego się uzbierało. Sroka ze mnie :) Bransoletki przeszkadzają mi jakoś i nie mam ochoty przyzwyczajać się ... Podobnie do pierścionków - posiadam kilka ciekawych okazów, które niestety rzadko widzą światło dzienne. Jedynie obrączka i pierścionek zaręczynowy do niedawna były stałym elementem ... Niestety podczas przeprowadzki pierścionek zaginął w nieznanych okolicznościach :(((((( , a obrączka od pewnego czasu (odkąd ubyło mi kilka kg) dziwnie się "rozciągnęła" i niebezpiecznie zsuwa się z palca - z tego to powodu zamieszkała na stałe w czeluściach mej przepastnej szkatułki.
23. Przedmioty piękne - bibeloty - uwielbiam się nimi otaczać i nie potrafię przejść obok nich obojętnie :/ Na razie ogranicza mnie nieco przestrzeń ... , ale co to będzie potem ... Strach się bać ;D

Może starczy ... :))))
A Wy? Bez czego nie możecie żyć? ;)))



















Nominuję każdego kto ma ochotę wziąć udział w zabawie -
w jej pierwotnej formie, bądź powyższej  :))



17 lutego 2013

Głód czytelniczy

Ostatnio strasznie brakuje mi czytania. Potrzeba pochłaniania literek aż ssie od środka ...
Czasu oczywiście brak. Jakże by inaczej ... :/ Wykorzystuję więc na lekturę każdą wolną chwilę. Dosłownie każdą! Wszędzie taszczę ze sobą opasłe tomiska - bo nigdy nie wiem kiedy przytrafi się wolna chwilka. Choćby jedną stronę, choćby dwie ... Bo to o jedną , dwie strony bliżej zaspokojenia czytelniczego głodu ... Czytam w poczekalni u dentysty, tam gdzie król piechotą chodzi ;) , czytam mieszając w garnku, zdarza się, że podczytuję też w pracy ;) Z przyzwoleniem szefowej ... No powiedzmy, że z przymknięciem przez nią na tę sprawę oka :D Późną nocą, gdy dom wypełnia błoga cisza, również funduję sobie krótki seansik. Nie oszukujmy się - bardzo szybko "odpadam", więc następnego dnia znów nie marnuję żadnej cennej minutki!
Odłożyłam na momencik Wiśniewskiego, gdyż w międzyczasie uświadomiłam sobie, że przetrzymałam książkę z biblioteki :/ Na szczęście nie zwróciłam jej z powrotem, tylko postanowiłam zrobić do niej drugie podejście ... - przy pierwszym nie przekonała mnie do siebie. Zaraz wyjaśnię dlaczego ...
W ten sposób obecnie pochłaniam "Czarownice z Salem Falls" Jodi Picoult!  Wspominałam już o tej książce tu i przyznaję się bez bicia, że dopiero teraz przyszła na nią pora :/
Dopiero co zaczęłam moją przygodę z tą autorką, a już wiem, że nie zakończy się ona na tej jednej książce. Jeśli tylko każda z jej powieści napisana jest w podobnym stylu - nie ominę żadnej.
"Czarownice ..."  to wartka fabuła napisana bez przynudzania i zbędnych opisów - czyta się ją lekko i przyjemnie. To bardzo poruszająca i ciekawa historia, trzymająca cały czas w lekkim napięciu. Nic nie jest tu oczywiste, każdy fakt jest zaskoczeniem i kolejnym ciekawym, niespodziewanym wątkiem. Aż korci by zajrzeć na ostatnie strony by zobaczyć w jakim kierunku zmierza akcja ;)
Autorka budzi w czytelniku ogromne emocje. Wzrusza dotkliwie - gula w gardle ściska co kilka stron. Z początku wydawało mi się, że to książka nie dla mnie (nie dla miękkiej kaczuszki ;), ale cieszę się, że brnęłam dalej i mogłam zmienić zdanie ... Nie wiem gdzie tkwi sekret tej pisarki ... Nie zagłębiłam się w jej życiorys, ale muszę przyznać, że jestem go bardzo ciekawa. Autorka opisuje ciemne zakamarki ludzkiej duszy w tak ciekawy i dogłębny sposób ... Opisuje bolesne problemy tak, że czytelnik z łatwością wczuwa się w sytuacje bohaterów, w ich problemy - wchodzi w ich skórę, a ich cierpienie i smutek są wręcz namacalne ...
Czytając "Czarownice ..." dociera do mnie jak maluczkie są moje problemy ... i zaczynam inaczej postrzegać to, co posiadam ... Myślę, że właśnie takiej lektury było mi trzeba. Jestem dopiero na 116 stronie, a już wiele się z niej nauczyłam ... Nie napiszę tu czego konkretnie ... To zbyt osobiste. Wiem, że wybaczycie ;) Zresztą myślę, że każdy znajdzie w niej coś innego ... Ale pisarka do pewnych refleksji i przemyśleń skłania bez dwóch zdań.
Gdzieś przeczytałam, że powieści Jodi Picoult nie zbierają kurzu na nocnym stoliku ... Nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem :)

Na swoją kolej czekają ... (kolejność nie jest przypadkowa):
- Katarzyna Michalak - "Mistrz"
- Katarzyna Rosicka-Jaczyńska - "Ołówek"
- Katarzyna Grochola - "Houston, mamy problem"
Same Kasie! :))
- no i oczywiście rozpoczęty już Wiśniewski - jak zwykle pan Janusz nie zawodzi - interesująca historia ... , ciekawi mnie bardzo jej zakończenie!





13 lutego 2013

Przereklamowane święto

Nigdy nie przepadałam za tym świętem. Jego idea wydaje mi się bezsensowna, a ranga nieco naciągnięta ... Wcale nie czuję magii Walentynek, nie rusza mnie to, a słodziaśne i romantyczne pomysły w tym dniu drażnią jak nigdy indziej ... Wymuszone kalendarzem słowa i gesty nic a nic nie cieszą (przynajmniej mnie) ... KOCHAM, choćby było nie wiem jak szczerze wypowiedziane, tego dnia brzmi tandetnie i oklepanie! Miłość powinniśmy sobie wyznawać troszkę częściej ;), a niżeli raz w roku! Podobnie ma się sprawa z miłymi gestami ...  Panowie i Panie!  Nie tylko od święta! 
Choć rozumiem, że są tacy, którzy czynią to tylko w tym dniu i którzy potrzebują takiego rodzaju bodźca, by okazać komuś uczucie ... Bo sztuką jest mieć Walentynki na co dzień!
Choć nie popieram, to jednak w  jakimś stopniu uczestniczę w tym święcie ...
Kupiłam upominek Poślubionemu. Ale tylko dlatego, że lubię robić mu niespodzianki i każda okazja jest ku temu dobra! Zwłaszcza, że w tym "szczególnym" okresie wszędzie wysyp atrakcyjnego towaru ;) Padło na t-shirt z śmiesznym nadrukiem i coś do kompletu. Pomogłam Starszej napisać kartki walentynkowe, gdyż bardzo jej na tym zależało ... Taki wiek! Zaczęło się ... ;) Jedna główna walentynka (własnoręcznie wykonana) i druga ("Bardzo Cię lubię" :)
Młodsza naciągnęła mnie na walentynkowego pluszaka ... No cóż! Był naprawdę słodki! A jej prosząca minka jeszcze bardziej.
No dobra! Przyznam się, że jest jedna rzecz, która cieszy mnie w tym dniu ... Prezent prosto z cukierni - torcik z galaretką. Mniam! Czekam na niego, bo jestem łasuchem!, a że będzie on w kształcie serca, to tylko efekt uboczny jutrzejszego święta! Przyznaję - uroczy! ;D
A na koniec element humorystyczny!




Bo drodzy Panowie! Informuję, że jednak stanowcza większość kobiet oczekuje jakiegoś kroku tego dnia ... ;) I każdego kolejnego również ... :)


12 lutego 2013

Do śniegu

Do śniegu

Śniegu,
Baranku Boży!
Gładzisz grzechy świata
I białymi lokami brzydotę rozmiatasz ...
Wkoło igra iskrami pogoda szczęśliwa,
A ty klęczysz - 
I śmietnik 
Piersiami zakrywasz.

Maria Pawlikowska  - Jasnorzewska

Nikt tak pięknie jak ona nie ubiera moich myśli w słowa ... ;)

Przysypało że aż miło ... ^^ Już nie wypatrujemy wiosny :-)))


Źródło

10 lutego 2013

Przecięta pępowina

3 dni wolnego! Planowałam rodzinne lenistwo, ale ... co niektórzy ku mojemu ogromnemu zdziwieniu bezczelnie się wykruszyli! ;)
I to Kto?! W życiu nie spodziewałabym się tego po niej! :D





Mój Świstak wybrał Piżama Party zamiast domowych pieleszy! I wcale mnie to nie dziwi! Dziwi mnie natomiast sam finish sytuacji. Na imprezę szykowała się od tygodnia, od początku zaznaczając, że na noc jednak wraca do domu. Próbowałam przekonywać, tłumaczyć, że ominie ją najfajniejsza część, że to tak trochę jak biwak, bo śpiwory, duża grupa znajomych, itd.
Na wszystkie moje zachwyty nad tym punktem programu odpowiadała głośno i stanowczo NIE! Mamy po nią przyjechać po 22-ej i koniec! Dodać tu muszę, że nigdy nie nocowała poza domem - nie licząc dwóch razów u babci, z których to była wybitnie niezadowolona i które to miały miejsce dawno temu ...
Na początku byłam nawet troszkę zła, że taka z niej "ciepła klucha", że nie potrafi się odważyć, że przecież ma już 9 lat ;), a nie potrafi bez mamuni usnąć. Zaczęłam nawet obwiniać siebie, dopatrywać się maminej nadgorliwości, nadopiekuńczości i zastanawiać się gdzie popełniłam rodzicielski błąd ... ;) Jednak po kilku chwilach bicia się z myślami spojrzałam na sprawę z innej strony i zaczęłam się z tego cieszyć! To miłe, że jeszcze mnie potrzebuje, że nie chce się rozstawać z nami nawet na jedną noc. Przecież nie wiem jak długo jeszcze będzie trwał ten stan ... Za kilka lat pewnie nie omieszka zostawić mnie na całą noc (jeśli nie na dłużej ...;) i imprezować ze znajomymi do białego rana. A ja najpewniej będę się z tym czuła jak cztery litery ... Muszę się tym nacieszyć! Póki mogę!
I cieszyłam się i nawet z nutką dumy w głosie mówiłam organizatorce imprezy, że odbiorę ją jeszcze przed ciszą nocną.
Jakie było moje zdziwienie, gdy około godziny 21-ej dostałam od Starszej sms-a o treści:

"Mama, przywieź piżamę."

Zszokowana ale i dumna odpisałam:

"Czy aby na pewno?"

Odpowiedź brzmiała:

- "No jasne :) Tylko nie zapomnij o Łatku." - Łatek to ukochana przytulanka, bez której nie uśnie :))))

Więc spakowałam wszystko co trzeba, przekazałam Poślubionemu i wysłałam z przesyłką.
Po 15 minutach kolejny sms:

"Jednak nie."

I znów troszkę zawiedziona, ale jednocześnie też szczęśliwa :P już miałam wykonać telefon do Poślubionego  (który był już w drodze), gdy zadzwonił mój telefon. 

- "Mama, ten ostatni sms nie liczy się! - usłyszałam w słuchawce głos Starszej :)

No i została. Zadzwoniła jeszcze tylko raz, tuż przed pójściem spać, by życzyć mi dobrej nocy i by powiedzieć, że kocha ... ^^ Łezka w oku zakręciła się, ale byłam dzielna!

Po odebraniu z imprezy buzia jej się nie zamykała, była zachwycona.
I w taki oto sposób przysłowiowa pępowina została przecięta ^^ Tylko odrobinę mi smutno, przede wszystkim rozpiera mnie duma :))) Jeszcze wiele pierwszych razów przed nami ...






7 lutego 2013

Niech się wali

Codziennie rano nieprzytomni z niewyspania, obiecujemy sobie z Poślubionym, że "dziś wieczorem niech się wali, pali, my idziemy wcześniej spać". I co? I nico! :D Gdy dzieci śpią już słodko w swoich łóżkach, tak bardzo cieszymy się z chwili dla siebie, że ... żal nam pójść spać ;) Cieszymy się jak dzieci! Po całym dniu uganiania się nie wiadomo za czym, po ciągłym pośpiechu by zdążyć w milion miejsc, by załatwić dwa miliony spraw, by odhaczyć każdy bardzo istotny punkt na liście niezbędnych zadań do wykonania, w końcu! możemy pomyśleć tylko o sobie ... ^^ Wreszcie można spokojnie porozmawiać, porobić coś na co ma się ochotę, a nie to, co TRZEBA!. Scenariusz wciąż ten sam - ja do późnych godzin nocnych bloguję/czytam/oglądam filmy, on rządzi pilotem lub ściga się samochodami, "jarając się zajebistą grafiką" ;) O ile jestem w stanie zrozumieć fenomen gier strategicznych, o ile samej zdarzy mi się wciągnąć w jakąś grę (ulubiona to "Parówki" na portalu WP Dzieciom :P), o tyle sensu wirtualnych wyścigów nie rozumiem ... :O Faceci! ;)
Z nadzieją czekam na weekend ... licząc na choć troszkę inny scenariusz ... Chodzi mi po głowie jakieś nocne biesiadowanie ze znajomymi. Jednak znając życie, pewnie skończy się na tym, że to właśnie wtedy wybór padnie na odsypianie :/ I co człowiek ma z tego życia ... ? ;))) Zero przyjemności :))))))

Wczorajszy dzień pod względem wrażeń hardcorowy ;) W ciągłym biegu: najpierw dentysta (wbrew moim obawom było "lajcikowo"- ale to dopiero początek :/) , później przedszkolne występy z okazji Dnia Babci i Dziadka (przesunięte ze względu na ferie), a na deser dyskoteka karnawałowa u Starszej. Chyba nie muszę pisać, że nawet obolałe dziąsło nie popsuło mi zabawy i bawiłam się świetnie ;D

Dziś Tłusty Czwartek. Kończy się karnawał. W tym roku zaszalałyśmy z dziewczynami :))) Starsza zaliczyła dwa bale, Młodsza trzy! A ja, jako osoba towarzysząca na brak rozrywki nie mogłam narzekać :D
Kilka fotek ku pamięci.





Tu królowały przeboje Majki Jeżowskiej :))







Tu natomiast zupełnie inne klimaty ... Zgadnijcie przy jakiej piosence dzieciaki ze zdjęcia powyżej bawiły się najlepiej ... !
Oczywiście! "Ona tu jest ... I tańczy dla mnie ..." śpiewały tak głośno, że dudniło w uszach, a podkład muzyczny był zbędny ;D.
I co? Wszyscy tak naśmiewają się z tej piosenki ... Nikt nie przyznaje się do tego, że słucha ... A niby skąd te dzieci znają tak dobrze ten już kultowy utwór ... ? Ha ha! ;)

Dziś znów nie powiódł się nasz poranny plan ... Ale jutro ... niech się wali, niech się pali ... ;))

5 lutego 2013

Prosty sposób na niepowodzenia

Ostatnio troszkę za dużo spadło na moje wątłe ramiona. Czułam się tym przytłoczona, nie potrafiłam cieszyć się kompletnie niczym i koniec końców wylazł ze mnie straszny smutas ;). Sama siebie nie poznawałam. Poziom złego nastroju niebezpiecznie zaczynał zbliżać się do granic wytrzymałości (głównie mojej!). Przez ostatnie dni pożarłam ogromne ilości słodyczy :D Chyba w ten sposób organizm domagał się poprawy nastroju, bronił się jak mógł - że brakowało mu magnezu, to więcej niż pewne.

Jutro czeka mnie mało przyjemna wizyta u dentysty. Piekielnie się boję, ale niestety pewne rzeczy trzeba zrobić. Chcę to już mieć za sobą, bo wiem, że dopiero wtedy odetchnę pełną piersią. Chcę by zeszło już ze mnie to całe powietrze, chcę odetchnąć z ulgą, bez dławiącego uczucia strachu, bez dławiącej guli w gardle ... Staram się odsuwać na bok paraliżujące uczucie strachu, ale łatwe to to nie jest ... ;) Przez całą tą historię z zębami od  dwóch tygodni nie jestem sobą. Ciągle jakby nieobecna myślami, wszystko robię na pół gwizdka. Mam wrażenie, że życie toczy się bez mojego udziału, a ja tylko przyglądam się temu z boku. Blady strach oblewa mnie zimnym potem, ale jestem dobrej myśli i wbrew wszystkiemu uśmiecham się :)) Będzie dobrze! Byle do środy!


źródło


W waleczny nastrój wprowadził mnie wczorajszy sms od Poślubionego, który był odpowiedzią na moje utyskiwania na konfliktowe sytuacje w pracy:


"Głowa do góry! Nie daj się maluczkim!" 

oraz pewna przypowieść, na którą natknęłam się w gazecie o tematyce dziecięcej ... Wczoraj zupełnie przypadkowo wpadło w moje ręce pismo przeznaczone dla nauczycielek przedszkola (!). Znalazłam w nim bardzo mądrą przypowieść o walecznym osiołku. Przytoczę ją Wam tutaj :)))

"Prosty sposób na niepowodzenia"


Dawno temu na odległej farmie, pewien osiołek wpadł do studni. Przez kilka godzin żałośnie płakał, aż jego właściciel podjął próbę uratowania nieszczęśnika. Niestety, zakończyła się ona niepowodzeniem.
Wreszcie chłop pomyślał, że właściwie zwierzę było już stare, a studnia sucha, więc i tak trzeba by ją było czymś przykryć. Robiąc rachunek zysków i start, doszedł do wniosku, że nie opłacało się wyciągać osiołka.
Następnie zebrał wszystkich swoich sąsiadów i poprosił o pomoc przy zasypywaniu studni. Zgromadzeni chwycili za łopaty i zaczęli przysypywać ją ziemią.
Osiołek od razu zorientował się, co się dzieje i zrozpaczony zaczął głośno płakać.
Po krótkiej jednak chwili uspokoił się, wywołując tym ogólne zdziwienie. W tym momencie właściciel osiołka, wsypawszy dużą ilość ziemi, spojrzał na dno studni.
To, co ukazało się jego oczom, było nie do uwierzenia:
im więcej ziemi wrzucał do studni, tym bardziej osiołek strzepywał ją z siebie, przyklepywał i czynił krok do góry.
Również sąsiedzi chłopa zrzucili osiołkowi na grzbiet całą masę ziemi, ale on nic sobie z tego nie robił.
Niedługo potem uwięzione zwierzę wprawiło wszystkich w jeszcze większe osłupienie, bowiem w krótkim czasie znalazło się aż u wylotu studni, pokonało jej krawędź i jednym susem wyskoczyło na powierzchnię.
Życie będzie nam rzucać na głowę całe grudy ziemi.
Sztuka wydostawania się ze studni polega na strząsaniu z siebie ziemi i stawianiu kroku do góry. Każdy nasz problem to w rzeczywistości jeden schodek do góry.

Zapamiętaj sześć zasad szczęśliwego człowieka:

1) Uwolnij swoje serce od złych uczuć.
2) Uwolnij umysł od zmartwień.
3) Żyj w prosty sposób.
4) Dawaj więcej.
5) Oczekuj mniej.
6) Pielęgnuj nadzieję.

Ciesz się życiem! Bądź troszkę jak ten osiołek! Otrzepuj się!  :))


Źródło: "Nauczycielka przedszkola" nr 2/2013


Dość zadręczania się pierdołami! Nie zamierzam ani minuty dłużej zamartwiać się swoimi "problemami". Każdy je ma, ale nie po to, by nad nimi płakać, tylko właśnie po to by je pokonać i sukcesywnie brnąć do przodu. "Zawsze może być gorzej" powtarzam sobie w kółko i nie poddaję się! Zamiast biadolić nad sobą, zabieram się ostro za siebie - nie tylko od strony duchowej ... ;) Wracam do ćwiczeń! Jeszcze dziś odpalam płytę, a późnym wieczorem  może jakieś lekkie kino ... Myślę o obejrzeniu (w końcu! - bo jakoś nie było mi do tej pory dane) "Zeszłej nocy". Słyszałam same dobre recenzje na jego temat, więc już nie mogę się doczekać :)




2 lutego 2013

Życie potrafi zaskoczyć

Nie wiem już czy lepsza jest wiedza, czy niewiedza ...
Wiem już co dolega moim ząbkom. Wiem już co powinnam zrobić by ból ustał. Nie wiem tylko skąd wziąć 10 tysięcy zł (minimum!) ... Wychodzi na to, że faktycznie będę musiała wziąć kredyt na zęby  :o
Jestem tzw. "trudnym przypadkiem" (odniosłam wrażenie, że nawet pewnego rodzaju wyzwaniem ;), co wiąże się z dodatkowymi kosztami. Jeśli zdecyduję się na leczenie czeka mnie 3-4 lata noszenia stałego aparatu! i systematyczne wizyty (ok. 2x w miesiącu) u ortodonty oddalonego o 100 km od mojego miejsca zamieszkania! (dodatkowe koszty). Ja pierdo..!
Pani ortodonta przemiła i cierpliwa. Poświęciła mi mnóstwo czasu obrazowo i dokładnie tłumacząc krok po kroku co mi dolega i na czym powinnam skupić się najpierw.  A kolejka zniecierpliwionych ludzi za drzwiami rosła ... ;) A najśmieszniejsze jest to, że na pierwszy rzut oka mam zupełnie normalny zgryz! Niczego mu nie brakuje :D
Tak sobie myślę ... czym jeszcze zaskoczy mnie życie ... ;) I kto wymyślił stwierdzenie "pieniądze szczęścia nie dają" ...
Mimo wszystko, teraz, po uspokojeniu myśli "dlaczego ja?" ;) , jakoś mi lżej. Jutro też jest dzień :)))