24 lutego 2014

Niedzielą o poranku ...

Cały tydzień czekam niecierpliwie na ten jeden poranek ...
Na zatłoczone łóżko, na zimne stópki wpychające się pod naszą kołdrę, na wątłe ramionka otulające mnie ciasno, na ciepłe i najpiękniej pachnące ukochane ciałka ...
Na tulenie, myzianie po poczochranych puklach, na buziole, pieszczochy ... Piżamowe pogaduchy ...
Na poranne lektury ...
Na niedzielne plany ...
Na spieszną niespieszność tego dnia ... Bo tyle jest do wspólnego zrobienia ... By w końcu nacieszyć się sobą ...
W ten jeden jedyny dzień nic nas nie goni ... Nic prócz coraz bliższego poniedziałku ...
I wydłużam jak najbardziej ten ulubiony czas ...
I co tydzień tak samo mocno żal żegnać się z niedzielą ...
A slow Sunday morning.








20 lutego 2014

Ferie w Mniejszym Mieście

Ferie w Mniejszym Mieście.
Migawki wspomnień.
To co udało się złapać w obiektyw czyli feriowy misz-masz ulubionych zdjęć.
Z głównych atrakcji ...
Uroczysta inauguracja ferii i jak na prawdziwą "wieś" przystało sala OSP (a jakże! :) przeobrażona w salę kinową. A w repertuarze dla młodych widzów sympatyczna bajka "Safari". Duży plus, bo nie znaliśmy.
Dzień zamków dmuchanych i szaleństwo w oczach dużych i małych.
Ferie z kulturką. Teatrzyk jeden, drugi, trzeci ... Pierwszy wśród książek i przez to niezwykle klimatyczny. Biblioteka w Mniejszym  Mieście wciąż u nas punktuje ^^
Zajęcia w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury, do którego to ostatnio mamy ogromną słabość i uwielbienie. Bo zajęcia muzyczne (oswajamy), bo genialne zajęcia plastyczne i pełna pasji, świetnych pomysłów i zawsze dobrego humoru uwielbiana pani Gosia, bo wreszcie (!) zajęcia teatralne ... Frajdę podkręca fakt, że sama mama kilkadziesiąt lat wstecz uczęszczała na te same, na tej samej scenie deklamowała i siódme poty z nerw wyciskała ;) Choć u Starszej nie ma mowy o żadnej tremie. Jak sama twierdzi ... kiedyś zostanie aktorką :))) Szczerze i z niemałą dumą przyznam, że ma ku temu duże predyspozycje!
Bałwan z papierowych talerzyków autorstwa Młodszej skradł moje serce tak szybko, jak szybko powstał. Lovam go!
I Zośka domowej roboty. Balon + mąką + sznurek = radocha z męczenia i ściskania ile wlezie biednej Zośki ;)
Gazetowe walentynkowe serce według przepisu z lutowego numeru "Świerszczyka".
Oczywiście książki, książki i jeszcze raz książki! Długie chwile z mieszkańcami ulicy Czereśniowej. Uwielbiamy wymyślać historie o tych sympatycznych bohaterach - snujemy domysły co, kto, kiedy i dlaczego ...
Sfochowana Młodsza, która nie zawsze zamienia się w sprawnie ze mną współpracującą modelkę ;)
I wiele wiele innych, których nie udało się uwiecznić w zachwycie i dobrej zabawie.
Bo najlepsza zabawa jest wtedy, gdy szkoda czasu na szukanie aparatu ... Prawda ... ? My tak mamy :)
























15 lutego 2014

Ain't it fun ... ?

Sobotnia nuta.
Moja nowa miłość.
O stopniu mego zasłuchania niech zaświadczy pewien fakt ...
Zasiadłam przed komputerem z mokrą ścierą dzierżoną w dłoni z zamiarem "na chwilę", zapuściłam Paramore, zapatrzyłam się i zasłuchałam ... Przepadłam. W  międzyczasie Młodsza zignorowała moje wcześniejsze porządkowe prośby i zdemolowała powoli przeze mnie odgracany pokój, czekające na stole leniwe kluchy ostygły, a  ja odeszłam od komputera w mokrych portkach :D

Bardzo dobry tekst.
Elektryzujący głos.
Fajna nuta i klimatyczny teledysk.
Piękna kobieta. (Panowie też niczego sobie :)
Słucham sobie. Dumam sobie.





Chętnie bym gościnnie wystąpiła w tym teledysku ^^

Kamila poleca! ;)


Powoli znów zaczyna się tu robić monotematycznie.
Kolejny post z cyklu "Kamila poleca" ;)) ...
Choć z drugiej strony nie będzie to czysto chwalebny trel.

Z numeru na numer coraz mniejsza przyjemność towarzyszy wertowaniu  stron tego pisma. Albo się starzeję i zmieniły się moje oczekiwania co do tego rodzaju prasy, albo po prostu dotąd ulubiony TS podupada na jakości.
Coraz bardziej drażni moda nie dla mnie, kosmetyki nie na kieszeń przeciętnego Polaka czy milion dla nikogo interesujących reklam.
Jedynie bardzo dobre wywiady ubrane w świetne zdjęcia oraz ciekawe reportaże i raporty powodują, że wciąż sięgam po ten tytuł.

Jednak w tym miesiącu to okładka zaważyła, a raczej to, kto na niej się znajduje.
Magdalenę Boczarską UWIELBIAM! Miałam okazję i niebywałą przyjemność podziwiania jej gry aktorskiej na żywo [tutaj] i od tamtej pory jestem jej wielką fanką.
Polecam wywiad  z aktorką w najnowszym TS.

Pierce'a Brosnana natomiast szczerze nie trawię :P Nie rwę się więc specjalnie do obejrzenia dołączonego do numeru filmu.
Nic tu nie wskóra tytuł najlepszej europejskiej komedii ubiegłego roku.
Zresztą najpierw musi się on ustawić w dość długiej kolejce filmów do obejrzenia.
Póki co plasuje się na szarym końcu.
:))


***









12 lutego 2014

Bardzo ambitny plan :)

Ten tydzień zaplanowałam znów na filmowo.
Ambitny plan w toku.
Siedem filmów w siedem dni.
Jeden film na jeden wieczór.
A wszystko po to by jak najdalej i jak najskuteczniej uciec od koniecznej papierologii. Brrrr...
Co się odwlecze ... ;)
A tymczasem ...
Takiego stosiku jeszcze tu nie było!






10 lutego 2014

Filmowo

Rozochociłam się filmowo.
:))

Pozostając w tematyce małżeńskiej, w klimacie małżeńskiego przesytu, znudzenia  i zwątpienia w to, że jeszcze może być pięknie ...
Znów o potrzebie zaznania  miłości, szczęścia, spełnienia ... choć tym razem z zupełnie innej strony ...
O niegodzeniu się na wygasającą namiętność ...
O pięknej dojrzałej miłości.
O miłości, o którą zawsze warto walczyć ...
Wbrew pozorom wcale nie lekki film. Osobiście nie odebrałam go jako komedii.
Ścisnięte gardło towarzyszące poznawaniu tej historii jest dla mnie wyznacznikiem, że nie był to stracony czas i że opcja "podaj dalej" będzie tu jak najbardziej na miejscu.
Brawurowa gra aktorska Meryl Streep i Tommego Lee Jonesa. 
Dawno już oglądaniu filmu nie towarzyszyły łzy wzruszenia wymieszane z najszczerszym uśmiechem filmowej satysfakcji.
Ciepłe i pouczające kino.
Polecam nie tylko małżeństwom z długim stażem.




7 lutego 2014

Take This Waltz

W lunaparku, na karuzeli, nawet tej najbardziej tandetnej, gdy ciemność wszystko spowija, kiedy muzyka głośno gra, a migoczące światła szaleją, wszystko wydaje się być proste, zabawne i jednocześnie magiczne. Łatwo wtedy poddać się magii chwili.
Gdy karuzela gwałtownie zwalnia tempo, po to by za chwilę zatrzymać się zupełnie, dźwięki zaś ustają, a barwne kaskady świateł przestają oślepiać, powrót do rzeczywistości bywa mało przyjemny.
Nie ma bowiem w życiu nic trudniejszego od zmagania się z codziennością.




Oprócz kilku wyjątków od reguły praktycznie nie zdarza się bym z własnej nieprzymuszonej woli obejrzała powtórnie jakiś film. Na palcach jednej ręki mogłabym wymienić tytuły zawsze tak samo dobrze smakujących odgrzewanych powtórek.
Jednak od tego filmu uzależniłam się już od jego pierwszych minut, od pierwszych klimatycznych niespiesznych ujęć.
Wrył się on w moje myśli i nie chce dać spokoju.
Obrazy wciąż siedzą głęboko w głowie, dźwięki wracają jak natrętna mucha, bezczelnie rozpychając się i rozbrzmiewając w myślach.
Wciąż łapię się na tym, że nucę
"video killed the radio star
pictures came and broke your heart (...)".

A piosence tej towarzyszy chyba najbardziej wymowna scena z całego filmu, według mnie będąca kwintesencją całego filmu, doskonałym jego podsumowaniem.
Smak i konsekwencje zakazanego owocu. Krajobraz po, gdy po fajerwerkach pozostają jedynie wspomnienia.
Kolorowo do czasu. Później coraz bardziej stonowanie, aż po wszystkie odcienie szarości. Bo proza życia dopada w końcu w mniejszym, bądź większym stopniu każdy związek, a miłość przecież zmienną jest.
Nie trudno pogubić się w tej prozie życia, zapragnąć na nowo oślepiających neonami świateł i radosnej muzyki ...
Chwili szaleństwa, która może przekreślić WSZYSTKO.
Czy tak się stanie ... ?
Sprawdźcie sami.

Genialny film o zmieniającej się miłości, o nasyceniu się sobą ...
O potrzebie miłości i spełnienia ...
O błądzeniu ...
 O wewnętrznej walce z samym sobą ...







3 lutego 2014

Niedzielnie


Zupełnie inny wymiar chilloutu ...
Marchewkowe i spółka.
Ciasto marchewkowe według przepisu Joasi [TUTAJ] . Kolejny kulinarny pierwszy raz, a przy tym (nie chwaląc się ;) udany debiut. 
Wyszło pysznie.
Pulchne, a zarazem wilgotne, z lekko spękanym i chrupiącym wierzchem. Pięknie pachnące mieszanką cynamonu, rumu i słodyczy marchewki. Bogate w bakalie (od siebie, od serca dorzuciłam jeszcze rodzynek).
Dobrze, że przezornie podwoiłam porcję! W przeciwnym wypadku po cieście nie byłoby już ani śladu :)

Do tego rozgrzewająca herbata z cytryną i miodem w ulubionym kubku ...
A także niezbędna obecność zapachowych świec (zupełnie jakby mało mi było naturalnych aromatów!).

I moja pierwsza powieść Wiesława Myśliwskiego. Sprowadzona do tutejszej biblioteki na moje specjalne zamówienie ^^ 
Owijam się tą opowieścią niczym kokonem cudzych wspomnień ... , jakże mądrych, barwnych i ciekawych ... 
Mistrzowska narracja. Monolog, od którego nie sposób się oderwać. Nieodparte wrażenie jakby obcowania z autorem, przysłuchiwania się tej "rozmowie", przypatrywania się całemu procesowi łuskania fasoli z bliska. Połykam literki odczuwając każdym nerwem niezwykle klimatyczną rozmowę.
Staranny język. Pozytywne myśli. Ciepło bijące z opowieści.
To nie jest książka do "odbębnienia" ... Tu ważne jest każde słowo. Każda kropka. Każdy przecinek.
Przy takiej prozie należy co chwilę przystanąć, zastanowić się, tyle ile trzeba rozkoszować się jej smakiem, a nawet zanotować, ocalić od zapomnienia ...
Za takie pióro i za tę niesamowitą życiową mądrość pokochałam od pierwszych stron!
Polecam bardzo!

***







"Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość, drogi panie, nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi." 

Wiesław Myśliwski "Traktat o łuskaniu fasoli"