W ciągu dnia tęsknie spoglądałam w jej kierunku. Nic z tego. Brak czasu skutecznie utrudniał mi jej czytanie. Książka, o której mowa należy do gatunku tych, co to nie dośpię, ale przeczytam jeszcze kilka stron. Kończyło się na tym, że spoglądałam na zegarek i zdziwiona stwierdzałam, że to już trzy godziny minęły mi na czytaniu, a zegar wskazywał godzinę drugą w nocy. Gorzej jeśli dodatkowo zapomniałam przestawić zegarek (zmiana czasu!) i rano budzik dzwonił godzinę przed rzeczywistym czasem (tak, tak - zdolna jestem! ;).
Dawno nie czytałam czegoś, co tak skutecznie pochłaniałoby mnie i mój czas. Na czytaniu "Pięćdziesięciu twarzy Greya" czas płynie błyskawicznie. Starałam się je sobie dawkować (by choć trochę się wyspać i by nie skończyć zbyt szybko - druga część trylogii E.L. James w listopadzie!), ale ciężko mi to przychodziło. Sami spróbujcie ... A raczej same spróbujcie, bo wydaje mi się, że to raczej książka dla pań. Chociaż mogę się mylić. Dziś zamierzam to sprawdzić - Pan Poślubiony zostanie poddany próbie ;)
Czytana z wypiekami na twarzy, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, nie sposób oderwać się od niej. Gorąco polecam :D!
P.S. Czytana przez Małgosię Sochę późnym wieczorem w radio Zet.