12 grudnia 2015

Grudniowej magii czas


Cierpi ten który ma umiłowanie w uszczęśliwianiu innych. Któremu szczęśliwy wyraz twarzy bliskich niezbędny jest do życia jak tlen dla płuc.
Z niewyspaniem mu nie do twarzy. Przemęczenie zostawia na niej swój szary ślad.
Plecy go łupią w krzyżu od długiego stania przy garach i majtania łyżką wokół czyjegoś ulubionego dania.
Głowa mu pęka od nadmiaru parujących zapachów. I wrażeń.
Oraz ciągłego myślenia, planowania, po kątach konspirowania.
Z natłokiem myśli zasypia i budzi się.
Ręce ma zdrętwiałe od ciężkich nożyczek. 
Pazury z lakieru obskrobane i połamane od wiązania maleńkich kokardek, a palce splamione atramentem od schwytanego w pośpiechu pierwszego z brzegu długopisu. Wszak czasu wolnego na konspirację tyle co kot napłakał, a wszelkie plany, pomiary i niezbędne poprawki nie zrobią się same.
/A trzeba wiedzieć że Mikołaj i elfy w tym roku poszli na całość./
Linijka, miarka, brystol, ołówek ze złamanym rysikiem (wymieniony wtenczas na nieszczęsny plamisty długopis) i już gotowy prototyp prezentu głównego.

Jego najlepszym przyjacielem szary papier i kolorowy sznurek.
A elementem wyróżniającym go z tłumu włos w nieładzie.
W ciągłym pośpiechu mija mu każdy dzień.  Nie spocznie póki nie dopnie swego.
Im bliżej każdej kolejnej godziny zero (bo Mikołajki, bo urodzinki,  bo gwiazdka coraz bliżej) tym większe szaleństwo bije z oczu jego.
I tak też się chwilami czuje udręczony człowiek.  Na granicy postradania zmysłów.  Z myślami (zdążę, nie zdążę ... ? ) bije się.
Taki to już urok jego ulubionego miesiąca.
A jakość i intensywność wszelkiego dyskomfortu jedynie miarą radości wyciągniętej z całej grudniowej magii.
I w grudniu jak co roku tylko jedno pragnienie jego ...
chwilo trwaj! Nie pędź tak że hej!






Już lekko sfatygowana wskazówka.



Gdy zdawało się, że to już koniec niespodzianek ... na dnie prezentowej torby, wcale nie pospiesznie opróżnionej (ku rozpaczy niecierpliwego Mikołaja) z świątecznych gadżetów i wiktuałów, znaleziono JESZCZE JEDNĄ NAPROWADZAJĄCĄ WSKAZÓWKĘ.
Strzałkę wskazującą miejsce ukrycia kolejnych prezentów.  Pod łóżkiem znaleziono urokliwe pakuneczki zawierające tym razem dary przeznaczone do konsumpcji intelektualnej  - czytelniczej).
/Niestety nie zdążono uczynić (jak to było w zamiarze) stosownej fotorelacji./



Mikołaj i renifery wykazali zainteresowanie pozostawionym specjalnie dla nich poczęstunkiem.
Po zostawionym bileciku wnioskuje się , że smakowało.


Niektórzy świętowali swoje poniedziałkowe pierwsze "naste" urodziny już w niedzielny poranek :)


Drugie życie Mikołajowego bileciku.


I znów jaja. Jaja pod każdą postacią.



Gdy pomysłów/czasu na adwentowe zadania brak (wszak nikt nie obiecywał, że będzie łatwo), posiłkuje się drobnymi upominkami.
Wiadomo! - jeszcze lepsza zabawa.  Kto by nie chciał bonusowej Gwiazdki z prezentami pod "choinką"... ? :)


Łańcuch hand made by dziewczyny.





6 grudnia 2015

Niedzielny kadr






  W tym roku Święty nie omieszkał wygarnąć młodym ich bałaganiarstwa i troszkę pobawić się z nimi w kotka i myszkę ...
Okazuje się że znaleźć mikołajkowy prezent to nie taka prosta sprawa ...
Czuję w nim bratnią duszę ;)



30 listopada 2015

Are you ready?





Czekamy. Podobnie niecierpliwie jak rok temu.
Część ozdób świątecznych już od kilku tygodni przyozdabia górkowe pięterko. Jak Młodsza się uprze, to koniec. Nie ma mocnych. (Ma to po mamusi. Zła maniera - stwierdzam mimowolonie z perspektywy czasu i niesprzyjających okoliczności. Jak tego dobrze nie rozegra to dostanie kiedyś od życia po dupie.)
Nieważne że wczesny listopad, że za oknem słońce, a na brzozie jeszcze sporo liści ... Aniołki, migotliwe światełka i śniegowe kule zdążyły się już u nas zadomowić.
Zamysł kalendarza adwentowego natomiast wciąż ewoluował w naszych głowach.
A z myślą o nim wielka gałąź zalegała w rogu pokoju od dobrych dwóch tygodni.
Plan był taki, że powoli, bez pośpiechu powstanie kalendarz naszych marzeń.
 Jedynie chciejstwa nam było brak.
Poprawka - wciąż nam go brakuje. A wolnego czasu to już kupimy chętnie z trzy tony.
Więc wyszło jak zawsze.
Na łapu capu, w ostatniej chwili (czyt. dzisiaj).
A radość wyszła z tego większa niż by się kto mógł spodziewać.
:)))



17 listopada 2015

Robótka


Podobnie jak rok temu gorąco zachęcam do dołożenia swojej cegiełki do Robótki.
Gdyby kto nie znał, nie słyszał (możliwe to?!!) czy miał jakieś wątpliwości, to niechaj czym prędzej zagląda pod adres Robótki.
KOCHANI, zakasujemy rękawki i ... do dzieła!








3 listopada 2015

Sezon czytelniczy





Wszystko wskazuje na to że jesienno - zimowy sezon czytelniczy upłynie pod znakiem kryminałów.
Zassało. Ani myśli puścić :)


5 października 2015

Chemia






"Chemia" muzyką wciąż brzmi w głowie.
Odsianymi z miałkości dialogu obrazami pod zamkniętymi powiekami przebiega.
Kadrami wymownymi myśli oblepia.






18 września 2015

Codzienność # 6


Mała J. (zwana Starszą) uwielbiała gdy podczas czytania bajek zmieniałam dobrze jej znane treści, wplatając w nie słowa zmyślone, mniej lub bardziej (czasem wręcz komicznie) kontrastowo odstające od reszty. Jej zadaniem było wychwycenie tych różnic. Zdarzy się że i teraz przypomni nam się tamta zabawa wraz z frajdą jej towarzyszącą*. To również dobry sposób na sprawdzenie czujności i stanu zasłuchania słuchacza ;)
Dziś J. wychwytuje w lekturach wszelkie niuanse, nieścisłości, jak również błędy stylistyczne (i ortograficzne rzecz jasna ;) ). A ja wciąż nie mogę uwierzyć , że to ona, moja malutka, już tak dorosła ...
Uwielbiam jej błyskotliwość,  wyczucie literackie i stylistyczne czepialstwo (bywa że i matkę i ojca z przymrużeniem oka taktowanie poprawi).
Ma niesamowitą jak na swój wiek lekkość  pióra, i to coś ... ten literacki szósty zmysł ...
Pewien wtorkowy wieczór.
Wracamy po baaaardzo długiej przerwie do wieczornego czytania.
Na tapecie "Gałka od łóżka" Mary Norton (nadgryziona miesiące temu, zapomniana, pogrążona w niebycie).
Czytam:
"Krzesło, na którym siedział Pawełek, było puste. Pawełek zniknął, a na krześle, na jego miejscu, siedziała mała, żółta żabka."

-"Czyli jednak nie było takie puste (krzesło)."-  wtrąca błyskotliwe Starsza.

Rozbrajające są tego typu uwagi w pewnej fazie zaczytania ;)





Że Starsza jest molem książkowym wiadomo nie od dziś. Książki czyta stosami.  Bywa że kilka tytułów jednocześnie. Do niektórych książek wraca z zadziwiającą częstotliwością.
Serię o Harrym Potterze przypomina sobie w każde wakacje, a jeśli zastęskni szybciej to i częściej.
Ostatnio w jej szkole ogłoszono konkurs wiedzy o tym bohaterze.  Jest wniebowzięta. Już teraz mogę wytypować zwycięzcę ;)




Ale że Młodsza coraz chętniej sięga po prawdziwe lektury, to już news z pierwszej ręki. Zdarza się coraz częściej,  że książkę tu i ówdzie porzuci. A najchętniej  ... czyta innym :) Najczęściej swej wniebowziętej rodzicielce.





Na doklejkę przekomiczne słowotwórstwo Młodszej.
Ku pamięci. By zapobiec zapomnieniu.
Z ulubionych:
"Grzywka mi zawiatrowała"

Niektórych słówek nie sposób wyplewić z jej słownika:
"podciszyć" (przyciszyć)

"trzebało" (trzeba było)



P.S. Na komentarze odpowiem jak tylko złapię oddech :)


*Młodsza natomiast nigdy nie lubiła tych naszych innowacji. Drażniły i drażnią je one aż do teraz. Wszelkie zmiany w dobrze jej znanych treściach burzą jej spokój i harmonię, bywa że nawet doprowadzają do łez. 

14 września 2015

A w domu na górce ...

Granatem zabarwione groźne niebo za oknem.
Jesieni chłodem zawiało. Tylko patrzeć jak brzózka pokryje się szeleszczącą żółcią.
W szafie zapach świeżej lawendy od Martyshki. (Czy to już  pora by pochować w głąb szaf letnie ubrania?)
Ciepłe papcie przy łóżku.
Na łóżku zaś dodatkowe grube pledy.
Włochate szlafroki przeproszone.
Najgrubsze z piżam upychane co rano pod poduszkami.
Wzmożone spożycie herbaty zabajonej gęstym miodem.
Pierwsze zdrowotne kryzysy szybko zażegnane. Tfu! Tfu!
Na stoliku nocnym wreszcie ruszone lektury. Tuż obok mocno aromatycznych maseł do ciała. I na nie wreszcie nastała pora.

W domu na górce zmiany.
Pukle i kosmyki utracone.
A wraz z nimi długie warkocze i kłosy, koki i końskie ogony. W nie czesać to już tylko lalki ...
Pierwsze "dorosłe" fryzury na (wciąż w moich oczach i myślach) małych główkach.
A wraz z nimi jakby kończące się ich dzieciństwo, kolejny zamknięty etap za nami.
Przejmujące uczucie, że oto znów coś się kończy, a coś się zaczyna.
Gorzki smutek panoszący się w myślach.
Ściskający gardło i serducho żal za utraconym.
Długo matka nie mogła sprawy przetrawić.
Jeszcze dłużej w palcach obracała stracone pukle.






7 września 2015

Skrzydła

Niedzielny poranek. Niby zwykłe śniadanie, a potokiem myśli rozlało się po głowie. Hulają teraz po niej jak ten wiatr co za oknem brzózkę w pół gnie. 
Trzy naleśniki. Pierwszy ociekający orzechową słodyczą rozpuszczonej nutelli prosto ze sklepowego słoika, taką którą trzeba później czymś choćby ciut kwaskowym przełamać. Drugi więc z śliwkowymi powidłami od sąsiadki zza płota. I trzeci, muśnięty cieniutką warstwą konfitury wiśniowej z tego samego źródła. Dwa małe słoiczki pełne przyjaźni, wspólnych wspomnień, wielogodzinnych rozmów przy winie wśród radości i wśród  łez.

Gdyby tak każdy zdobył się na co dzień na więcej serdeczności, ciepłych myśli, dobrych chęci, chwilotrwania ... Pięknie byłoby ...

Lubię gdy zdarzy się coś co wyrwie mnie z szarego życia biegu, wytrąci ze stanu ignorancji, wprowadzi w radości zachwyt ...

Gdy zdarzy się, że do pracy ktoś w sumie obcy, przyniesie specjalnie z myślą o mnie szeleszczący pakuneczek, a w środku domowe eklerki z przepysznym śmietanowym kremem. Tak po prostu, by sprawić komuś radość, bo ktoś kogoś lubi ...

Smakowite wegańskie przesyłki od Martyshki powoli stają się normalnością. Spiesząc się do pracy znajdzie chwilę by podrzucić mi "coś na ząb", by czymś smacznym się podzielić ...
Bywa, że sposób zapakowania sprawia, że żal psuć cały kunszt by zajrzeć do środka ... Ta to dopiero potrafi sprawić radość! Czasem myślę sobie, że uszczęśliwianie innych jest wpisane w jej życiową misję.




W sezonie orzechowym pewien starszy pan co dzień rano przychodzi po gazetę, którą to od lat ma odkładaną do opisanej odręcznie jego nazwiskiem teczki, i to właśnie wtedy kieszenie ciążą mu od całych garści orzechów włoskich, i codziennie rano wysypuje na ladę zawartość tych kieszeni wraz z mokrą ściółką, trawą i okruszkami, i codziennie, niezmiennie od lat przeprasza, że dziś ich tylko tyle (choć to aż tyle) ... Od zeszłego roku fakt ten tłumaczy niechybną kradzieżą łupinowego owocu ... Niknie w oczach staruszek w swoim świecie.

Sąsiadka z najpiękniejszej kamienicy idąc do piekarni, po drodze zagląda, by spytać czy aby nie potrzeba mi chleba, a może drożdżowca bym chciała ... ? Dziś pewnie będą mieli, bledziutki, z dużą ilością kruszonki, taki jak lubię ... Pewnie że chcę. Poproszę.
I kupuje, przynosi, odbiera swoją gazetę, zamieni kilka słów, dziękuje i odchodzi. Czasem wraca, bo przypomni jej się że ma dla mnie słoiczki z kulkami dyni w occie / bo ktoś obdarował ją skrzynką marchewki, której sama nigdy nie zje/ bo bzu tyle na gałęziach, że te aż uginają się pod tym ciężarem, a konwalie zaraz przekwitną, więc może bym ich sobie narwała ... Zajść do tej kamienicy, która od dziecka mnie fascynowała,  do ogrodu, który wtedy nie był w zasięgu dziecięcych oczu - nigdy nie odmawiam sobie tej przyjemności. 




Pewna pani wracając z zakupów zadowolona ze zdobyczy lubi się nimi pochwalić, a uzyskawszy aprobatę odchodzi bogatsza o jeden uśmiech i serdeczne słowo. Ale najpierw częstuje tym co akurat smacznego wygląda z jej torby.  Jabłko, śliwka, małe pączusie serowe ... Gdy w jej ogrodzie rozkwitną konwalie, pewnego ranka w drodze do pracy zachodzi do mnie, i dostaję obłędnie pachnący bukiet.

Uwielbiam gdy ktoś przynosi dla mnie uśmiech.
Chwile, momenty ...
Kiedy życie staje się bardziej niż znośne. ..
Kiedy czujesz na plecach skrzydła, lekkie jak piórko, delikatne jak babie lato  ...

Konkursową pracę chciałam zacząć od słów niewiele mi w życiu wyszło ...
Poleciała w wirtualny świat ze zmienionym początkiem.
Bo życie każdego z nas jest niezwykłe, jedyne, a to jak je widzimy zależy jedynie od nas samych.