31 lipca 2015

Zagubiony kompas




Niechaj nikogo nie zmyli ten jakże przyjemny obrazek.
Nowe lektury jedynie gromadzę, poddaję krótkiej kontemplacji, po czym odkładam na i tak już zapchany regał, gdzie nowości coraz tłumniej czekają na spokojniejsze czasy (czyli kiedy  ... ? no kiedy?!!).
Czas, czas ... Wciąż na tyle rzeczy go brak.
Pochmurne niebo i niskie temperatury wybudziły dotąd smacznie śpiącą nostalgię.
Wywołały skądś zapomniany syndrom dnia świstaka.
Jakiś czas temu polazł gdzieś, znikł na dość długi jak na jego zwyczaje okres, a teraz znów się przypałętał.
A tak dobrze mi było w pojedynkę ...
Więc znów odczuwalny bezsens powtarzalności dnia codziennego.
Męczące podobieństwo tygodni całych rozpędzonych na podobieństwo huczącej petardy.
Tygodnie sunące po kalendarzu w turbo-przyspieszeniu szalonym.
Troski dnia codziennego znów okradają twarz z uśmiechu. Skutecznie pozbawiają różowych okularów. Mgłą pokryły nauki "bereta" (Regina Brett).
Nie jest łatwo w porę rozłożyć ochronny parasol.
Trudno przewidzieć z której strony nadejdzie burza żalu czy deszcz pesymizmu.
By złą energią nie karmić siebie i innych przemieniam ją szybko w krystalicznie czyste okna.
Tylko tak umiem pozbyć się tego co złe.
Jednak gubię przy tym swój kompas i tracę orientację co do tego co w życiu ważne, a co mniej ważne.
Ja wciąż jednakowo wyeksploatowana, zasypiająca prawie że w opakowaniu, coraz bardziej nerwowa i płaczliwa.
Hormony i spółka. Z naciskiem na spółka. 
Ciężko sprostać oczekiwaniom wszystkich dookoła, a najtrudniej swym własnym.
Na wszystkich płaszczyznach.
Bez wyjątku.
Począwszy od tych najbardziej prozaicznych.
Byle odchylenie od normy pozbawia gruntu pod nogami.
Gdybym tak mogła beztrosko i prosto z serca zaśpiewać z Natalią ...




Tylko jest jeden problem.
Ja lubię sprzątać.
Dla siebie. Dla innych (nie mylić z za innych).
Co nie znaczy że czasem nie zaklnę przy tym soczyście i co nie zwalnia mnie ze statusu niewolnicy porządku*.
Bo owszem, sprzątam nawet gdy na samą myśl o tym dostaję skrętu kiszki.
A chciałabym czasem uwolnić się od tego.
I wkurza mnie gdy to bierze nade mną górę.
Ostro we znaki daje się pragnienie uszczęśliwienia wszystkich oraz nabyty perfekcjonizm, potrzeba czystej podłogi, idealnie rozwieszonego prania (to ta najbardziej złośliwa odmiana perfekcjonizmu - tylko ja zrobię to dobrze - gdy zdarzy się że po prostu muszę (! ) po Poślubionym cały proces poprawić, silniejsze to ode mnie, choć zdaję sobie sprawę że to niedorzeczne, to wprost kłują w oczy nierówno przypięte klamerki i krzywo wiszące galoty ;), potrzeba czystych szaf i równo poskładanych ubrań, gładko rozłożonych narzut i strzepniętych poduszek, idealnie okrągłych kotletów, kakao serwowanego tylko w odpowiedniej temperaturze  ...
Gdyby tak zamienić je na potrzebę idealnie przeczytanej bajki (na wymarciu, wstyd się przyznać ), klas równo wyrysowanych kredą na chodniku, potrzebę idealnych podskoków na skakance,  gładko rozłożonej talii kart, tak samo pięknie gładko pomalowanych paznokci (każdy koniecznie w innym kolorze), idealnie okrągłych kulek z modeliny nawleczonych na kolorowy sznurek, humorków strzepniętych lekką ręką z przygarbionych ramion ...

Gdyby tak uwolnić się od wszystkich krępujących mnie kajdan. 
Gdyby odnaleźć własną drogę ... Tak jak bohaterowie "Księgarenki..." ... Nie dusić się już dłużej w tłustym sosie kiepskich decyzji.

Priorytety nie zawsze układają się w głowie należycie.
A wtedy wyrzuty sumienia zawstydzają i wiercą dziurę w głowie.
Dobrze że mam ludzi od odciągania od przyziemnych i nieważnych spraw. Od wyciągania na spacer, na basen, ludzi od wesołego upomnienia "Masz dziś nie sprzątać! Masz odpocząć!" :) , ludzi wpadających w odwiedziny znienacka z kawałkiem pysznego domowego ciasta, ludzi od zagubionego kompasu ...
I najważniejsze że mam Je, dwie ukochane ...

A dziś znów piątek :)
Nagramy kolejnego "Harrego Pottera" (jak w każdy wakacyjny piątek - dziś moja ulubiona część "Czara ognia"), zrobimy idealnie słony popcorn i nasolimy nim na prześcieradle. Równiutko :) (Poślubiony znów będzie się wściekać o okruszki.) Może nawet wypijemy to idealnie zimne kakao. Bleee...
Listę TRÓJKI odsłucham gdzieś w międzyczasie. Pewnie znów na raty. Nieuważnie. Nie szkodzi. Są inne ważne sprawy.
A na deser ostatni odcinek pierwszej serii "Broadchurch". Zarywając kolejną noc. Bo warto. (Dziś do trzeciej nad ranem oglądałam odcinek po odcinku. Trzyma w napięciu. Polecam gorąco!).


*co wcale nie znaczy, że w moim domu wszystko lśni i błyszczy (!).

23 lipca 2015

Złodziej serc


Antonio skradł serca wszystkich.
Bez wyjątku.
Świat kręci się wokół niego.
I cały, calusieńki leży u jego stóp(ek).

Antek - jeszcze niezapisana biała księga.

Przed Tobą miliony przygód, tryliony wspomnień, niezliczona ilość chwil pięknych, chwil ulotnych, chwil niezapomnianych ...

Zawsze pamiętaj o tym, że Możesz Wszystko!
Nie bój się marzyć.
Idź odważnie przez życie.
Żyj w zgodzie ze sobą.
Żyj uważnie (!).
Żyj ciekawie.
Jak ognia unikaj nudy, nudnych  ludzi i nudnych książek.
Nigdy nie trać nadziei i tego błysku w oku co go zwą ciekawością świata.
Wierz w ludzi i dobro.
Ono się mnoży i zawsze powraca.
Patrz z miłością.
Z uwielbieniem.
Chłoń wszystkimi zmysłami łapczywie.
Ponad wszystko kochaj życie.

Wspaniałego życia, Antek!




♥♥♥


*Z albumu młodego tatusia.

20 lipca 2015

Krok do przodu


 "Jeśli nie wiesz, co dalej, po prostu zrób następny właściwy krok.
Jeden niewielki krok, a potem kolejny.
To wystarczy żeby (...) spełnić swoje najśmielsze marzenia."*

Jaki jest kolejny krok do spełnienia twojego marzenia?




Od powitania Antka dzielą nas już tylko godziny, a może nawet minuty ... *
Zebrać myśli nie potrafię.
Sms-y od przyszłego szwagra sprawiają że wspomnienia odzyskują kolorki, w podbrzuszu zagnieżdża się strach i sama zaczynam odczuwać bóle parte ;/
Próbuję czytać "bereta" (tak w prywatnym slangu ochrzciłam Reginę Brett) i wciąż się uczę.
Odnoszę wrażenie jakby każda lekcja (no, prawie każda) była pisana specjalnie dla mnie.
Dzięki lekturze stare i dobrze mi znane problemy dostrzegam w nowym świetle. Już nie wydają mi się one beznadziejne. Z pozoru banalne prawdy uderzają w sedno sprawy nadając problemom łagodniejszy kształt, a proste rozwiązania nasuwają się same.
Chwytam się tej lektury jak ostatniej deski ratunku. Nadzieja kiełkuje.
Sięgam też po stosowne kino. O czym innym razem. (Kiedyś kochałam pisać recenzje książek, filmów  ... , a teraz zwyczajnie mnie to przerasta. Nie ma chemii między nami.)
Muszę zrobić ten pierwszy krok. Jakikolwiek. Choćby najmniejszy. By nie stać bezmyślnie w miejscu trwoniąc cenny czas. A później następny krok, i następny ...
Wszystko zależy ode mnie. Od moich decyzji.
Najgorsza decyzja jest lepsza od braku decyzji ...
Jakoś tak to leciało.

Więc pomimo braku energii i weny zacznę dziś ćwiczyć.
Wycisk dany mięśniom postawi mnie na nogi.
I zacznę się  lepiej odżywiać.
Niech to będzie  mój pierwszy krok. Zadbanie o siebie.
Krok w kierunku odzyskania siły i wiary we własne możliwości.
A późnym wieczorem, gdy trzy dające mi się ostatnio we znaki wać panny wreszcie wylądują w swych łóżkach, w spokoju przeczytam regulamin pewnego konkursu (zabieram się za to od dobrego miesiąca). I wezmę się do roboty. 
Tylko ode mnie zależy co zrobię z moim życiem.


* Regina Brett "Bóg nigdy nie mruga"

* Aktualizacja: 20 lipca o godzinie 21.55 na świat przyszedł Antek - 4130 g szaleńczego szczęścia i 64 cm niewyobrażalnej miłości.
♡♡♡

19 lipca 2015

Niedzielne kadry












Obiecałam tu kiedyś komuś moje ulubione sprawdzone przepisy :)
Jako że na dzisiejszym śniadaniowym zdjęciu zawitała, więc ...

Sałatka z tuńczykiem

2 puszki tuńczyka w sosie własnym
puszka groszku konserwowego 
(czasem dodatkowo dodaję czerwoną fasolę konserwową)
2 torebki ryżu ugotowanego na sypko
3 cebule
3 łyżki majonezu
sól, pieprz

Tuńczyka i groszek odsączamy na sitku.
Cebulę kroimy w drobną kostkę.
Dodajemy majonez, przyprawiamy i wszystko mieszamy. 
Na koniec dobrze schładzamy.
Najlepsza na drugi dzień!
Szybko, prosto i smacznie :)

Jeszcze imieninowo :)




W temacie spełnionych marzeń.
Z tak kolorowym amuletem niestraszna mi żadna jesień!
Wymarzone cudo zawisło na górkowej ścianie.
(Licząc  na własną szydelkową kulawość mogłabym tego nigdy nie doczekać  ;)
Sprawczynią szczęścia współmiernego do wkładu pracy włożonego w twórczy prezent ...
oczywiście Martyshka
Nie mogąc być tego dnia ze mną, znalazła sposób na to by prezent dotarł na czas.
Spiskując z Poślubionym uszczęśliwiła mnie na odległość.
Wielką mi radość sprawiłaś tą niespodzianką :*



W fioletowym pudełeczku ulubiona słodka przekąska :)


17 lipca 2015

Piątek :)




Piątek - tygodnia koniec i początek  ... śpiewam radośnie z Liroyem jak  co tydzień :)
Wczorajszy wieczorny wypad na plac zabaw dodatkowo rozochocił me zmysły ...
Jakże to ... ?  Ano akurat obok trwała szalona i głośna impreza z skoczną muzyką porywającą do tańca.
Jeżeli więc wczoraj ktoś przechodził nieopodal "placu pod lasem" i dojrzał wśród wieczornych szarości dziko pląsające do tejże muzyki zjawy (sztuk cztery - Górkowa siostra cioteczna zawitała na Górce),  to niechaj wie, ... że to byłyśmy MY :)))
Fajnie było! Lecz wciąż mi mało.
Tańczyć chcę!
Tymczasem czekają mnie dzikie pląsy (a i owszem!), ale ze ścierą.  Dobrze że chociaż przy akompaniamencie  Trójkowej listy.
Lista to piątkowy symbol. Jak dla soboty WO.
Czekam na nią cały długi tydzień. Zaczynam odliczanie wraz z końcowymi nutkami ostatniego wydania. I tęsknię.
A już od piątkowego ranka trudno zepsuć mój radosny nastrój wyczekiwania.
Dziś jeszcze słońce i żar lejący się z nieba. Lovam!
Letnie kreacje, zwiewne kombinezony,  kobiecość niczym świetlista łuna unosi się nade mną i układa usta  w uśmiechnięty rogalik odurzającej pewności siebie.
Bujna lwia grzywa coraz piękniej okala muśniętą słońcem buźkę. Obawiałam się zapuszczania włosów,  a tymczasem sprawia mi ono całą masę radości i ... komplementów :)
Wczorajszy dzień upłynął pod hasłem "sexowna sukienka",  która w moim mniemaniu seksowną wcale nie jest (nie ta ze zdjecia). Chyba żadna inna nie zebrała tylu komplementów.  Rumieni się aż do tej pory, a ja wraz z nią ... Wciąż bowiem komplementów  od płci przeciwnej bez uczucia zażenowania przyjąć nie potrafię.
Na mej drodze ludzie jacyś bardziej otwarci, uśmiechnięci, radośni.
Wszystko to razem i z osobna wprawiło mnie w cudny nastrój radosnej szczęśliwości.
A jutro moje imieninki! Zimne winko będzie się lało! :)

P.S. W niedzielę na kanale ALE KINO+ dobry serial startuje! "Broadchurch"! 22.00!

P.S.2 Dla zainteresowanych losami Antka - jako że Antek ani myśli do nas wyjść (choć  już najwyższa pora), od rana zaszczyca swą obecnością oddział patologii ciąży w Większym Mieście. Może skubaniec planuje zrobić ciotce prezent na imieniny ... ? :))
Czekamy coraz niecierpliwiej!

14 lipca 2015

Nalot niedospania

Deszcz siąpi na Mniejsze Miasto od samego rana na zmianę ze słońcem zakrywając niebo.
Zimno i wilgoć puka do okien by za chwilę przygrzać przez szybę parzącym promieniem.
Ciągła gra pogody w kotka i myszkę.
Atmosfera  nostalgii rozciągnęła się nad miastem.
Senny klimat dopadł mieszkańców domu na górce. Nie obca jest im nuda. Towarzyszy jej powłóczysty krok połączony z szuraniem ciepłym papciem.
Może to chandra ... , a może tylko na codzienności nalot niedospania . . . ?
A niedospanie  skutkiem intensywnego = udanego weekendu. Z niedzielnym wspólnym porankiem, szybkim śniadaniem, z nieobecnością domową w tle (którą ostatnimi czasy kochamy i która wyznacznikiem wakacyjności  naszej), z rodzinnymi basenowymi harcami, obfitą gościną u Kogoś z wielkim brzuchem :), z ciągiem dalszym gościny tejże na górce, w towarzystwie kolejno dojeżdżających niespodziewanych miłych gości, z głośnymi rozmowami przy stole, ze śmiechem rubasznym, z wesołym harmidrem, z bezwiednymi wycieczkami do kuchni (tu wszystkim najlepiej się gada ), z dymem szarym znad grilla wdzierającym się tam gdzie się go wcale nie chce, z grillem deszczem zroszonym, spotkaniem spontanicznością nakreślonym.
Im bardziej dzień "na wariata" spędzony, tym większy rogal na wszystkich buźkach zagości.
Więc dziś syndrom odstawienia.
Wszak początek tygodnia pisze się stałymi ramami i porządkami.
Ubolewamy.
Wieczór za rogi z pewnością schwytamy.
Chyba że wcześniej pośniemy ...
Kiedyś  w końcu trzeba ten dziki pęd odespać.



Antek, wyłaź! Czekamy :))