1 lipca 2015

Wakacje czas zacząć

Zakończenie roku szkolnego za nami.
Emocjonujący dzień. Wręczanie kwiatów, podziękowania ... , a na deser zagubione świadectwa IVa.
Na szczęście odnalazły się, choć nasze wciąż do nas nie dotarło i rozżalenie Starszej pozostało. (stąd brak corocznej fotorelacji)
Starsza spisała się na medal. Cały rok sumiennie pracowała na swój sukces.  Pomimo porażająco kiepskiej frekwencji (zaraza w Mniejszym Mieście) wciąż dzierży berło klasowego kujona ;) , gdyż wszyscy koledzy i koleżanki jak jeden mąż nadziwić się nie mogą, że kogoś może ciekawić i bawić(!) zdobywanie wiedzy (nie dla samych ocen w dodatku!). Najwyższa średnia w klasie to dla niektórych straszny obciach. Dla samych nauczycieli zaś, jak trafnie napisała Jarecka  ,uczeń głodny wiedzy to jak "powiew bryzy w upalny dzień" ale i niestety gatunek na wymarciu ...
Dumna jestem ze Starszej tym bardziej,  że z powodów ode mnie niezależnych nie ma w tym sukcesie kompletnie żadnego mojego udziału, niczyjej pomocy czy choćby dopilnowania.
Nul. Zero.
Starsza musiała bardzo szybko i sprawnie usamodzielnić się. A i Młodsza miała utrudniony start. Raz że przygoda ze szkołą rozpoczęła się dla niej szybciej, dwa że nie miała do dyspozycji bezrobotnej matki jak nie przymierzając Starsza siostra cztery lata wstecz. Taka już to bolączka wszystkich zapracowanych rodziców.

Tak więc na Starszą znów spadł deszcz dyplomów i wyróżnień (w tym roku  sztuk 6), a za nimi świadectwo z czerwonym paskiem (pierwsze nieopisowe!, a z ocenami!) i stypendium naukowe!
Od września  5 klasa, na którą  oczywiście już się cieszy, bo jak sama powtarza "to na tę klasę czekała najbardziej". Niestety nie potrafi tego uzasadnić ;) Obawiam się, że rok temu nasłuchała się naszego "straszenia" IV klasą, przełomem podstawówki, no a przecież teraz to już tylko stabilizacja ;)

Młodsza pokonała swoją chorobliwą nieśmiałość. Wciąż jeszcze dużo pracy przed nami, jednak w końcu widzimy światełko w tunelu.
Śmiało można nazwać ją wzorowym pierwszakiem, obowiązkowym, sumiennym,  z pięknie prowadzonym zeszytem, z nadzwyczaj kształtnym charakterem pisma,  z pięknie intonowanym czytaniem, z palcem uniesionym wyrywającym się nieśmiało (ale jednak) do odpowiedzi, z wierszykiem recytowanym prawie bez tremy, z cyferkami za pan brat, z lekcjami odrobionymi na czas bez potrzeby "zaganiania" do nauki, a przede wszystkim z uśmiechem na twarzy co rano.
Ten rok bardzo ją zmienił.
Nie żałuję  swojej decyzji, tego że nie walczyłam o odroczenie obowiązku szkolnego.
Choć nadal jestem przeciwna wcześniejszemu posyłaniu dzieci do szkół (!).
Jednak nasza sytuacja była inna. Luśka  nie bardzo lubiła swoje przedszkole, a raczej swoją panią przedszkolankę,  która kompletnie nie potrafiła bądź nie chciała dotrzeć do tzw. "trudnych" dzieci.
Choć rok temu biłam się z myślami nie wiedząc czy dobrze robię, to teraz jestem szczęśliwa z powodu tamtej decyzji.
Pewnie Młodszej będzie trudniej niż dzieciom, które poszły do szkoły starym systemem, pewnie te różnice uwidocznią się w późniejszych latach. Jednak już teraz można pracować nad tym by te różnice były jak najmniejsze, a nawet by nigdy nie miały miejsca ...
Psychika odgrywa tu najważniejszą rolę. Zabierając Młodą z miejsca które ją blokowało i które ją zaszufladkowało, zrobiliśmy to co mogliśmy zrobić dla niej na tamten moment najlepszego.
Młoda zmieniła się.
Co z tego że na konkursie z czytania ze zrozumieniem  rozpłakała się i wystraszyła obecności innych starszych dzieci ...
Dla mnie sukcesem jest to że została na ten konkurs wytypowana i że wiem iż spokojnie dałaby sobie radę ... Zabrakło odwagi i wiary we własne siły.
Jednak nie nagrody są najważniejsze,  nie kolejne medale ...
Najważniejsze że polubiła szkołę,  że lubi się uczyć, poznawać nowe.
Tym razem trafiła na mądrego nauczyciela, który małymi kroczkami otwiera jej twardą skorupkę nieśmiałości i którego to ona uwielbia.
Nie zdobyła więc żadnego medalu czy  dyplomu ... Nic prócz  pięknego opisowego świadectwa!
Jednak w naszym mniemaniu zrobiła prawdziwy krok milowy i jest prawdziwym championem! :)))





Było co świętować!
A okoliczności do świętowania wyrosły nam same jak grzyby po deszczu. Hulaliśmy tu i tam przez cały weekend :)
Zaczęliśmy od już corocznej tradycji ...




Przez wieczorne ognisko na zakończenie sezonu sekcji judo (Starszej od dwóch miesięcy nowy konik,  Młodsza po krótkim oczarowaniu odmówiła uczęszczania - przerosły  ją bardziej zaawansowane chwyty, na które zbyt delikatna z niej nimfa :))  )...








Po wesele jednej z ciotek następnego dnia ...






Teraz czas wrócić do normalności, czyli naszej szarej zwykłej wakacyjności. Niestety  wiele brakuje jej do ideału.
Ale tym razem bez smęcenia!!! :)


4 komentarze:

  1. Gratulacje dla obu dziewczynek no i dla dumnej Matki rzecz jasna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się ze opisałaś swoje odczucia związane z puszczeniem Młodszej do I klasy, Moja Emilka od września idzie do szkoły obowiązkowo jako sześciolatek i jakoś trudno mi się z tym pogodzić. Wiem że Ona sobie poradzi ale najbardziej drażni mnie to że my rodzice możemy mieć za mało czasu żeby Jaj poświecić wystarczająco wiele uwagi i pomóc w lekcjach. Już teraz się stresuję tym co my zrobimy podczas ferii czy wakacji skoro babcie pracują, teraz w przedszkolu nie było z tym problemu, przedszkole było otwarte cały rok. Ale mąż mi mówi że nie ma co się zamartwiać na zapas , ale taka już moja natura że myślę o tym i się przejmuję
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu,
      jeżeli już w tej chwili wiesz, że Emilka sobie poradzi, to możesz być o nią spokojna :)
      Ja takiej pewności nigdy nie miałam. Wręcz przeciwnie - towarzyszył mi cały wór wątpliwości i niepewności.
      Młodsza to niestety typ uparciucha i Zosi Samosi, która nie da sobie pomóc, wytłumaczyć. Nigdy nie lubiła uczyć się z nami. Ciężki z niej zawodnik. Nie było więc mowy o dodatkowej pracy w domu.
      Dlatego też Młodsza idąc do pierwszej klasy praktycznie nie znała liter, myliły jej się litery drukowane, oczywiście nie potrafiła czytać. Więc na samym starcie znajdowała się na pozycji przegranej. Nie wiem jak to wyglądało w innych szkołach, ale w naszej nie było łączonych klas - sześciolatki nie były łączone z siedmiolatkami. Co uważam za duży plus. Młodsza na pewno nie odnalazłaby się wśród lepiej "prosperujących" starszaków, a jej nieśmiałość i niepewność tylko by się pogłębiły. Dodatkowym przywilejem szkoły w Większym Mieście była obecność drugiego nauczyciela, tzw. pomocy nauczyciela, która według mnie jest niezbędna w pracy z młodszymi dziećmi. Niestety nie wszystkie szkoły spotkał ten przywilej.
      Jednak program nauczania jest dostosowany do młodszych dzieci (mam porównanie z edukacją starszej córki ). Nie napotkałyśmy na swej drodze żadnego problemu z materiałem. Mam nawet wrażenie, że Młodszej szło sprawniej niż starszej siostrze. A czasu dla niej mieliśmy nieporównanie mniej niż kiedyś dla Starszej. Tymczasem Młoda nawet nie wiem kiedy nauczyła się czytać, piękną kaligrafię ma we krwi ;) , czasem potrzebna była jedynie nasza pomoc w matematyce.
      Gdyby nie jej nieśmiałość, pewnie zapomnielibyśmy, że to sześciolatek.
      Nieśmiałe dziecko będzie zawsze miało trudniej w szkole, w życiu. Z takim dzieckiem należy dużo pracować. I to ciężka praca na cały etat. Śmiałe i przebojowe dziecko natomiast spokojnie da sobie radę :)

      Każde dziecko jest inne. Jako matka najlepiej potrafisz ocenić stopień jego gotowości do obowiązku szkolnego.
      W rodzicielstwo wpisany jest ciągły strach i zamartwianie.
      Jednak pamiętaj, że strach ma wielkie oczy :)

      Pozdrawiam serdecznie i trzymam za Was kciuki!

      Usuń