18 stycznia 2014

Literacki chillout

Planowany chillout odbył się z "lekkim"czasu poślizgiem późną nocą.
Jedna z nielicznych chwil wytchnienia.
Zasłużony błogostan.
Wyciszenie.
Kosztem permanentnego niewyspania.

Nigdy nie przepadałam za krótką formą opowiadania. Jednowątkowa fabuła zazwyczaj usypiała zmysły. 
Coś się zmieniło ...
Dobrze jest spostrzec, że i opowiadania potrafią zatrzymać czas ...
Może po prostu musiałam dojrzeć literacko ...

Wrażenia ...
Może to mylne jak często się zdarza pierwsze wrażenie, ale Munro czyta mi się podobnie jak Picoult ... Odbieram  równie lekko i przyjemnie, mimo że bez dynamiki akcji i nawarstwiania się wątków tak charakterystycznych dla twórczości tej drugiej.
Dość specyficzna lektura pozbawiona językowych udziwnień, na które nie zawsze czuję zapotrzebowanie.
Naszpikowana grą emocji lektura dostarczająca czytelnikowi przeróżnych doznań, bo nie sposób pozostać obojętnym na losy bohaterów, nie współczuć, nie znienawidzić ...
Na tym kończą się podobieństwa w pracach obydwu pań. Podobieństwa, które są dla mnie jak najbardziej tych opowiadań zaletą (!).

Co mnie uderzyło najbardziej podczas pierwszego spotkania z twórczością Munro ... ?
Jej styl pisania...  Kompletnie pozbawiony jakichkolwiek reguł ... i autorki w tym konsekwencja.
Prosty język (czasem tak prosty, że aż razi i "uwiera").
Czasem do bólu niestylistycznie, bez ładu i składu.
Zaskakująco.
Ale ...
... ale za to z całą gamą emocji przekazanych "mimochodem".
Bo u Munro diabeł tkwi w szczegółach ...

Wydawałoby się niepozorne rozmowy grają tu pierwsze skrzypce i stanowią idealny nośnik głównego przesłania ...
Prawdziwie nakreślone postaci, dramatyzm sytuacji ... - zupełnie jakby autorka sama znajdowała się kiedyś w każdej z opisywanych przez siebie sytuacji.
Opisywanych tak, że aż prawie można poczuć zawód, ból, niepokój, napięcie narastające między bohaterami ...
Odczucia bohaterów, myśli kłębiące się w ich głowach, ich sposób patrzenia na świat, proste przemyślenia i zaskakujące wnioski, do jakich dochodzą ...
Żonglowanie prostymi historiami zwykłych ludzi.
"Ubieranie" ich w emocje.
Tymi emocjami budowanie obrazu każdej postaci. I to na ich podstawie wyłaniające się specyficzne charaktery.
Chore relacje międzyludzkie, rodzinne, partnerskie ...
Wszystkie piorunujące.
Skłaniające do refleksji.
Czytam to co między wierszami ... i znajduję niełatwe podpowiedzi. Odpowiedzi.
Takiej lektury było mi trzeba na kolejnym życia zakręcie.

***






Sekretarz literackiej nagrody Nike, redaktor "Gazety Wyborczej" Juliusz Kurkiewicz pisał na łamach "Gazety":

"Mistrzyni jednego gatunku - opowiadania - osiągnęła w nim mimo zastosowania bardzo prostych środków efekt takiej głębi i złożoności, że bez wahania można ją ustawić w rzędzie największych mistrzów gatunku, obok Tołstoja i Czechowa. Ten zestaw nazwisk nie jest ani przesadzony, ani przypadkowy. Psychologiczna dociekliwość, bezgraniczna empatia wobec bohaterów (tzw. zwykłych ludzi), dyskretnie zarysowane, choć istotne tło społeczne, prostota języka i - przede wszystkim - wiara w obiektywny, uniwersalny wymiar literatury, mimo osadzenia historii w konkretnym pejzażu geograficzno-kulturowym, przywodzą na myśl mistrzów rosyjskiej prozy, czyniąc Munro jednym z najciekawszych zjawisk współczesnej literatury anglosaskiej."



14 stycznia 2014

Niewiele do szczęścia potrzeba ...

Zawsze bałam się tego ciasta. Wydawało mi się być ciastem czasochłonnym i dla "wtajemniczonych" ;) Tymczasem okazuje się, że to jeden z prostszych wypieków. Fakt ten cieszy podwójnie jeśli jest się etatowym pożeraczem tego rodzaju słodkości.
Do ciast pałam miłością wielką. Do tych z jabłkami ... szczególną.

Szarlotka! Serwowana zamiennie na zimno i na gorąco z lodami, w towarzystwie puszystej pianki, przyprószona szczodrze cukrem pudrem! Niebo w gębie! Moje serce się raduje i na chwilę zapominam o całym świecie ...  Kubki smakowe wariują ze szczęścia ... A Poślubiony, który do tej pory twierdził, że nie cierpi żadnej szarlotki i sumiennie jej unikał, teraz pożera aż mu się uszy trzęsą! :)

Na dokładkę lektura samej Alice Munro! Prezent niespodzianka dołączony do najnowszego numeru TS. Pędem do kiosku! Lektura obowiązkowa!
Już nie mogę się doczekać wieczoru spedzonego w tak doborowym towarzystwie ^^

Voilà!







Przepis (lekko zmodyfikowany - choć tylko w kwestii wykonania) stąd KLIK .


3 stycznia 2014

My December - Ten czas ...


"Święta są dla ludzi, którzy wierzą. W narodzenie nadziei, zbawienia, odkupienie win przeszłych i przyszłych. Dla uduchowionych ludzi, którzy przedkładają chwilę ciszy w pustym kościele nad gwar dużych supermarketów. Którzy w ciszy i spokoju godzą się ze światem." *  




Grudzień minął (tradycyjnie) nie wiadomo kiedy ... Gdy chciałoby się zatrzymać czas, lub choć ociupinę zwolnić jego szaleńczy bieg, wtedy ten, jak na złość zasuwa jak szalony ...
Ulubiony miesiąc ...  Bo Mikołajki, bo zaraz potem urodzinki Starszej, bo w samym środeczku moje kolejne skończone "dzieści", przedszkolne jasełka i Młodsza w roli kruchej jak szkiełko Maryi, a potem już tylko wielkie odliczanie ... Najbardziej magiczny czas w roku ... Jedyny, na który czeka się całe jedenaście miesięcy, a gdy dobiega końca, z miejsca, na nowo zaczyna się odliczanie ...
Dlatego mimo złożonych tu obietnic mało było mnie na blogu ... I aparat znów mało używany ... W same święta diabeł nakrył go ogonem. I może dobrze się stało ... Bo dzięki temu zobaczyłam o wiele więcej, aniżeli zatrzymałabym w stop klatce ...
Chciałam maksymalnie wykorzystać ten czas ... Wycisnąć każdy dzień do ostatniej kropelki ... Każdą wolną chwilę wkładałam w święta i w przygotowania do nich ... W wypełnianie kalendarza adwentowego ... Każda jedna chwilka poświęcona "pisaniu" wspomnień dziewczyn ... By jak najwięcej było miłego do pamiętania ... By jak najwięcej było radości, uśmiechu, magii chwili ...
Wiele zarwanych nocy ... Wiele nieprzytomnych ze zmęczenia dni ... Warto było ^^
Pochłonęły mnie bez reszty bombki, filcowe choinki, girlanda z pamiętających moje szczenięce lata świątecznych pocztówek, pierniczki, lukrowanie, choinki ubieranie, prezentów pakowanie, pichcenie, a później w tym wszystkim przebywanie ...
Uwielbiam ten magiczny czas, gdy makowiec smakuje tak, jak nigdy później ...
Gdy późną nocą, choć czuć piasek pod powiekami, to żal iść spać, by nie stracić z oczu tylko teraz cieszącej tak mocno choinki ... Przecież lada chwila przestanie ona już mieć ten mistyczny wymiar ... Nadejdzie ten dzień, gdy zamiast cieszyć, drażnić będą zakurzone świerkowe gałązki i zupełnie nie pasujące do chwili świąteczne ozdoby ...
Uwielbiam klimat całego wigilijnego dnia .... Pełnego napięcia, oczekiwania ...
Napływające piękne życzenia ...
Przemiłe poranne odwiedziny ... , wzruszające gesty ...
Uśmiech zdobiący piękne lica ... I wypieki z tak wielkich emocji ...
Zaskakujące prezenty ... Wychodzi na to, że byłam grzeczna ... ;)
Radość z trafionych prezentów ... Uff! Mikołaj znów się spisał ;)
Radosny śmiech dzieci ...
I dalej ...
Leniwe świąteczne poranki ... Piżamowe wylegiwania w zatłoczonym łóżku ...
Smak makiełek z kawą na śniadanie ... i obżarstwo do granic możliwości (do guzika poluzowanego w spódnicy ;) ...
Świąteczne lektury (z jednej takiej górny cytat), takie same filmy i bajki ... I piosenki dzięki nim odkryte ... Takie jak na przykład ta z poprzedniego posta ...
Wspólne podziwianie i testowanie prezentów ...
Wspólny czas ...

Najchętniej zamknęłabym te chwile w słoiku i odkręcała denko kiedy tylko by mnie naszła na to ochota ...

Ale ale ... Czas biegnie nieubłaganie ... Stary, niezwykle ciężki rok już za nami ... Oto zaczął się 2014. A wraz z nim ogromne plany, nadzieje, oczekiwania ... I oczywiście postanowienia noworoczne ... A wśród nich te najważniejsze ... by nie bać się marzyć, by nie zagubić siebie w zwykłej codzienności, by codziennie mówić bliskim jak bardzo Ich kocham, by spędzać razem (a nie tylko obok siebie ... ) jeszcze więcej czasu,  by nigdy nie zapominać o tym, co jest w życiu ważne ...

Okres około-świąteczny i noworoczny bardzo mile mnie zaskoczył ... Znów uśmiechnęłam się do Mniejszego Miasta ^^ Okazuje się, że nie brakuje tu ludzi z świetnymi pomysłami, z inicjatywą ...
Że TU Mikołaj przybywa na najprawdziwszym koniu, którego mimo odmrożonych nosów można długo w mroźny wieczór głaskać po błyszczącej sierści, że można bez końca wsłuchiwać się w stukot końskich kopyt uderzających o rynkowy bruk, że kieszenie potrafią pomieścić mnóstwo cukierków od konnego przybysza ... , że zupa grzybowa i makowiec smakują wyjątkowo na swej prapremierze, na tydzień przed świętami, szczególnie że pałaszowane na świeżym powietrzu, mimo że serwowane w styropianowym kubku i na papierowym talerzu, ale przecież wśród innych uśmiechniętych ludzi, wyczekujących radośnie świąt, czekających na swój własny cud ... , że Tu szopka betlejemska jest tak piękna jak nigdzie indziej ... , że w Sylwester mimo glutów do pasa i lekkiej gorączki (to ja ;) ciągnie człowieka do ludzi i że potrafi on w pobliskim parku, wśród wystrzału fajerwerków, przy akompaniamencie głośnej muzyki, w towarzystwie innych "szaleńców" pląsać radośnie i że nie chce mu się później wracać do domu ... , że fajerwerki jeszcze długo potem dudnią w uszach, a "szampans" (to Młodsza i szampan bezalkoholowy oczywiście :) miło gilgocze w gardło ...

Wraz z rozpoczęciem 2014 mam poczucie rozpoczętego nowego etapu w życiu ...Czuję to bardzo wyraźnie ...
Coś się kończy, coś się zaczyna ...
Mocno wierzę, że teraz musi być dobrze ...
Mam w sobie dziwną moc ...
Czuję, że mogę wszystko!
Nie lękam się ... Już nie.
Może to właśnie magia świąt ... ?

A dla Was moi mili na nowy rok ...

Wielu sukcesów,
odważnych marzeń,
mądrych decyzji,
spokojnych myśli,
dostrzegania piękna w codzienności,
niezwykłości w zwykłości ...
Samych cudów na ten rok!
Wszystkiego dobrego Kochani!

:****































* Katarzyna Grochola "Zdążyć przed pierwszą gwiazdką"