Planowany chillout odbył się z "lekkim"czasu poślizgiem późną nocą.
Jedna z nielicznych chwil wytchnienia.
Zasłużony błogostan.
Wyciszenie.
Kosztem permanentnego niewyspania.
Wyciszenie.
Kosztem permanentnego niewyspania.
Nigdy nie przepadałam za krótką formą opowiadania. Jednowątkowa fabuła zazwyczaj usypiała zmysły.
Coś się zmieniło ...
Dobrze jest spostrzec, że i opowiadania potrafią zatrzymać czas ...
Może po prostu musiałam dojrzeć literacko ...
Wrażenia ...
Może to mylne jak często się zdarza pierwsze wrażenie, ale Munro czyta mi się podobnie jak Picoult ... Odbieram równie lekko i przyjemnie, mimo że bez dynamiki akcji i nawarstwiania się wątków tak charakterystycznych dla twórczości tej drugiej.
Dość specyficzna lektura pozbawiona językowych udziwnień, na które nie zawsze czuję zapotrzebowanie.
Naszpikowana grą emocji lektura dostarczająca czytelnikowi przeróżnych doznań, bo nie sposób pozostać obojętnym na losy bohaterów, nie współczuć, nie znienawidzić ...
Na tym kończą się podobieństwa w pracach obydwu pań. Podobieństwa, które są dla mnie jak najbardziej tych opowiadań zaletą (!).
Co mnie uderzyło najbardziej podczas pierwszego spotkania z twórczością Munro ... ?
Jej styl pisania... Kompletnie pozbawiony jakichkolwiek reguł ... i autorki w tym konsekwencja.
Prosty język (czasem tak prosty, że aż razi i "uwiera").
Czasem do bólu niestylistycznie, bez ładu i składu.
Zaskakująco.
Ale ...
... ale za to z całą gamą emocji przekazanych "mimochodem".
Bo u Munro diabeł tkwi w szczegółach ...
Wydawałoby się niepozorne rozmowy grają tu pierwsze skrzypce i stanowią idealny nośnik głównego przesłania ...
Prawdziwie nakreślone postaci, dramatyzm sytuacji ... - zupełnie jakby autorka sama znajdowała się kiedyś w każdej z opisywanych przez siebie sytuacji.
Opisywanych tak, że aż prawie można poczuć zawód, ból, niepokój, napięcie narastające między bohaterami ...
Odczucia bohaterów, myśli kłębiące się w ich głowach, ich sposób patrzenia na świat, proste przemyślenia i zaskakujące wnioski, do jakich dochodzą ...
Żonglowanie prostymi historiami zwykłych ludzi.
"Ubieranie" ich w emocje.
Tymi emocjami budowanie obrazu każdej postaci. I to na ich podstawie wyłaniające się specyficzne charaktery.
Chore relacje międzyludzkie, rodzinne, partnerskie ...
Wszystkie piorunujące.
Skłaniające do refleksji.
Czytam to co między wierszami ... i znajduję niełatwe podpowiedzi. Odpowiedzi.
Takiej lektury było mi trzeba na kolejnym życia zakręcie.
***
Coś się zmieniło ...
Dobrze jest spostrzec, że i opowiadania potrafią zatrzymać czas ...
Może po prostu musiałam dojrzeć literacko ...
Wrażenia ...
Może to mylne jak często się zdarza pierwsze wrażenie, ale Munro czyta mi się podobnie jak Picoult ... Odbieram równie lekko i przyjemnie, mimo że bez dynamiki akcji i nawarstwiania się wątków tak charakterystycznych dla twórczości tej drugiej.
Dość specyficzna lektura pozbawiona językowych udziwnień, na które nie zawsze czuję zapotrzebowanie.
Naszpikowana grą emocji lektura dostarczająca czytelnikowi przeróżnych doznań, bo nie sposób pozostać obojętnym na losy bohaterów, nie współczuć, nie znienawidzić ...
Na tym kończą się podobieństwa w pracach obydwu pań. Podobieństwa, które są dla mnie jak najbardziej tych opowiadań zaletą (!).
Co mnie uderzyło najbardziej podczas pierwszego spotkania z twórczością Munro ... ?
Jej styl pisania... Kompletnie pozbawiony jakichkolwiek reguł ... i autorki w tym konsekwencja.
Prosty język (czasem tak prosty, że aż razi i "uwiera").
Czasem do bólu niestylistycznie, bez ładu i składu.
Zaskakująco.
Ale ...
... ale za to z całą gamą emocji przekazanych "mimochodem".
Bo u Munro diabeł tkwi w szczegółach ...
Wydawałoby się niepozorne rozmowy grają tu pierwsze skrzypce i stanowią idealny nośnik głównego przesłania ...
Prawdziwie nakreślone postaci, dramatyzm sytuacji ... - zupełnie jakby autorka sama znajdowała się kiedyś w każdej z opisywanych przez siebie sytuacji.
Opisywanych tak, że aż prawie można poczuć zawód, ból, niepokój, napięcie narastające między bohaterami ...
Odczucia bohaterów, myśli kłębiące się w ich głowach, ich sposób patrzenia na świat, proste przemyślenia i zaskakujące wnioski, do jakich dochodzą ...
Żonglowanie prostymi historiami zwykłych ludzi.
"Ubieranie" ich w emocje.
Tymi emocjami budowanie obrazu każdej postaci. I to na ich podstawie wyłaniające się specyficzne charaktery.
Chore relacje międzyludzkie, rodzinne, partnerskie ...
Wszystkie piorunujące.
Skłaniające do refleksji.
Czytam to co między wierszami ... i znajduję niełatwe podpowiedzi. Odpowiedzi.
Takiej lektury było mi trzeba na kolejnym życia zakręcie.
***
Sekretarz literackiej nagrody Nike, redaktor "Gazety Wyborczej" Juliusz Kurkiewicz pisał na łamach "Gazety":
"Mistrzyni jednego gatunku - opowiadania - osiągnęła w nim mimo zastosowania bardzo prostych środków efekt takiej głębi i złożoności, że bez wahania można ją ustawić w rzędzie największych mistrzów gatunku, obok Tołstoja i Czechowa. Ten zestaw nazwisk nie jest ani przesadzony, ani przypadkowy. Psychologiczna dociekliwość, bezgraniczna empatia wobec bohaterów (tzw. zwykłych ludzi), dyskretnie zarysowane, choć istotne tło społeczne, prostota języka i - przede wszystkim - wiara w obiektywny, uniwersalny wymiar literatury, mimo osadzenia historii w konkretnym pejzażu geograficzno-kulturowym, przywodzą na myśl mistrzów rosyjskiej prozy, czyniąc Munro jednym z najciekawszych zjawisk współczesnej literatury anglosaskiej."