9 listopada 2016

Dziś.



"Wczoraj do ciebie nie należy.
Jutro niepewne ...
Tylko dziś jest twoje."
  
 Jan Paweł II


Wszyscy psioczą na listopad, narzekają na chłód, na deszcz ... , że wieczory długie, że poranki dżdżyste ...
A ja im starsza jestem, tym bardziej doceniam ten czas.
Lubię.
Z całym jego inwentarzem.
I czekam na niego z utęsknieniem. Z radością wypatruję.
Z odpowiednim orężem nie straszna mi żadna pogoda.
Z pawlaczy ściągnięte ciepłe szale i rękawiczki, miękkie czapy, luźne swetry, dzianinowe sukienki i rajstopy z warkoczowym splotem ... Te ostatnie uwielbione szczególnie. Mogłabym je mieć we wszystkich kolorach, we wszystkich możliwych splotach. Nie dla mnie spodnie jesienno-zimową porą.

Listopad to dla mnie najbardziej nostalgiczny miesiąc roku, najlepszy czas do refleksji, do zadumy. To właśnie teraz zaczynam snuć świąteczne plany, układać w myślach harmonogram świątecznych porządków, szukać ciekawych przepisów na świąteczne wiktuały, prezentami powoli zapełniać Mikołajowy worek.
Już nie mam złudzeń i dobrze wiem iż za miesiąc tempo mego życia przyspieszy gwałtownie, by zwolnić dopiero w nowym roku.
 Już z tym nie walczę. Bo taka jestem. Nie zmienię się.
Mogę nie pomalować paznokci, ale nie spocznę póki w Wigilię podłoga nie zalśni pod choinką ;) Obiecuję sobie jedynie lepiej rozplanować listę spraw koniecznych i z głowy wyrzucić co zbędne i nieistotne. Skupić się na priorytetach i spróbować nie gnać, nie pospieszać, nie podnosić głosu,
cierpliwą być, uważną... 
Więc póki w kalendarzu wciąż listopad, oddycham spokojnie.
Wyciszam się.
Spinam mniej niż zwykle.
I myślę o sobie. Nie tylko o innych.
Gdy chcę poczytać - kosztem innych obowiązków zarywam noc (odeśpię innym razem).
Gdy chcę iść pobiegać - rzucam wszystko, wychodzę i gnam przed siebie.
A gdy mam lenia - lenię się bezkarnie.
Staram się dostrzegać moje dziś. Najcenniejsze tu i teraz.
Z aparatem w dłoni łapię na podwórku jesienne słońce,
w szron spowite dachy i brzozę przebraną w żółtą sukienkę.
Na moment zatrzymuję się przy zapomnianych zabawkach -
czekają na uprzątnięcie od ostatniego, wakacyjnego jeszcze, wyjazdu nad jezioro.
I jeszcze ogrodowy stół, co tego lata nie poniósł nawet jednej mojej kawy - taki to był niedoczas.
Otrzepuję się z szybko  z tych myśli.
Listopadem głęboko oddycham.
A czaruje pięknie ten listopad-czarodziej ...
Wiatrem dudniącym w kominie, deszczem co uderza miarowo o szybę,
wielobarwnym liściem hałaśliwie opadającym na zmarzniętą trawę,
 oszronionym dachem,
wreszcie pięknym listopadowym słońcem ... Najpiękniejszym właśnie teraz.
Szeleszczącym dywanem, który gęsto ścieli się pod każdym drzewem.
Szronem skrzącym się w słońca blasku.
Powietrzem rześkim i mroźnym, co w nozdrza uderza, aż tchu brakuje.
Powietrzem pachnącym mieszanką dymu, mokrych liści i wilgotnej ziemi.
Kluczem ptaków na bezchmurnym niebie.
Moją myślą biegnącą do Ciebie.

Jak tu nie wielbić listopada?
Gdy długie jak makaron wieczory ciągną się i nagle znajduje się czas dla nudy kontrolowanej.
Gdy grube skarpetki, gdy kubek gorącej herbaty, ciepły blask zapachowych świec i dobra książka ... ? Ten zestaw sprawdza się codziennie.
A z ulubionych listopadowych przedsięwzięć oczywiście - kalendarz adwentowy!
Już na samą myśl o jego produkcji, usta same układają się w uśmiech. Mam nadzieję, że choć w tym roku nie zostawimy tego na ostatnią chwilę, że będzie czas by wszystko dopiąć na ostatni guzik. W sekretnym notesiku spisuję tegoroczne zadania, notuję pomysły na drobne prezenty - niech każdy dzień adwentu będzie wyjątkowy.
Niechaj znów nastanie magii czas
To w listopadzie łapiemy oddech przed szalonym grudniem.
To teraz możemy bez poczucia straty (gdy zimno i plucha za oknem) przesiadywać w domu i oddawać się domowym przyjemnościom.
Znów znajdujemy czas na wspólne wieczorne czytanie, które ostatnimi czasy zostało mocno zaniedbane, i co teraz nadrabiamy z nawiązką. Jedną książkę czyta dla mnie Młodsza, drugą dla niej ja. Gdzieś w środku mojego czytania Starsza już dawno chrapie owinięta ciasno kołdrą "na krokieta" (zapakowana w kołdrę tak, że żadnej kończyny nie widać, ledwo czubek czupryny wystaje), a Młodsza jeśli jeszcze nie śpi, prosi o matczyne kołysanki, jednocześnie nadstawiając plecki do "miziania".
Dziś zamiast kołysanek premierowo poprosiła o ... kolędy :D
Jutro będzie nowy dzień.
Nowe dziś.
I jutro odkurzymy świąteczne płyty.
Postanowione.









Dobrego celebrowania dziś .
 Dla Was.
Ode mnie.
:)



12 komentarzy:

  1. Też opatulam się w ciepłe szale i czytam książki. Ale jeszcze nie przestawiłam się na tak długie przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach. Pogoda w tym roku nie rozpieszcza :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam długie przebywanie w murach naszej Górki nie straszne. Jako niepoprawna domatorka mogę wcale nie opuszczać domowych pieleszy (zwłaszcza jesienno-zimową porą) i jeszcze czerpać z tego dziką radość :) Z aurą za oknem też nie mam problemu. Byleby za długo nie padało, bo od czasu do czasu chciałoby się przebiec po lesie. A jak tam teraz pięknie! Muszę też w końcu zakupić kalosze. Wtedy i kałuże spacyfikuję ;) Choć znów za późno myśl przyszła, bo teraz to już raczej sanki. W Mniejszym Mieście właśnie zaczęło prószyć.

      Usuń
  2. Ale ładnie się rozpisałaś.. pięknie wręcz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, piękna Joanno :*
      Choć w samozachwyt nigdy nie popadam, a co gorsza, jeszcze długo po publikacji wprowadzam liczne poprawki, gdy to po fakcie stwierdzam iż to i owo nijak mi nie pasuje ;)

      Usuń
  3. Muszę szybko odchudzić nogi pod te rajtki w warkocze, Twoje ulubione :P
    A tak na poważnie - jak mi się nie chce, to żeby się waliło i paliło, żeby nawet dwa grudnie razem się zeszły, to będę robić NIC. Koniec. Kropka.
    Dlatego mój grudzień jest spokojny....od 3 lat.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Moniko! Do porządku Cię przywołuję! Lenia odganiam precz! Jak mawia moja rodzicielka - "Teraz ci się nie chce? To kiedy będzie ci się chciało? Na starość?" ;P
      Ponoć na starość to już tylko reumatyzm i grube walonki* (gdyby kto nie wiedział *dawniej ciepła bielizna z dłuższymi nogawkami) Tylko że w tych walonkach, to już nie tylko łydka, ale i udo masywne ;)
      A tak już zupełnie poważnie, to zazdroszczę ci tego zdrowego podejścia i spokoju. Ja pod tym względem jestem niestety niereformowalnym przypadkiem.
      Buźka :*

      Usuń
    2. A może być też na starość przyczepa campingowa i włóczęga niczym emerytowane Niemki chi chi / czy hi hi - kurde nigdy nie wiem:)))

      Usuń
    3. Twoja wizja starości zdecydowanie bliższa mej naturze.
      Teraz pozostaje jedynie przekonać Monię i skądś skołować jakąś rasową przyczepkę.
      Ponoć hi hi :)))

      Usuń
  4. I zatrzymałam się nad słowami i Twoje celebrowanie chwil teraźniejszych i nadchodzących tak pięknie zagrzewa innych, mnie... i ile tam wrażliwości! Jestem na bakier z planowaniem - tego muszę się nauczyć. Po powrocie do pracy i już z dwójką dzieci to będzie konieczne. Pierwsza i ostatnia fotografia - ulubione:) Dziękuję i pozdrawiam listopadowymi promieniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję rumieniąc się pod ogromem Twych komplementów :)
      A w planowaniu najważniejsze by mierzyć siły na zamiary, prawda? :))
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  5. NARESZCIE!!! Doczekać się nie mogłam... Widzę zmiany;) Bardzo się cieszę!!!

    OdpowiedzUsuń