Odkąd młodszą z górkowych córek dotknęło szkolne jarzmo przymusu, ta raczej unika książek.
Sięga po nie sporadycznie. Zazwyczaj po to by przypodobać się matce. Najczęściej późną wieczorową porą. Zmierza wtedy w kierunku przepastnego regału i dobywa z niego adekwatną do chwili lekturę. Wracając, niby mimochodem spogląda w kierunku rodzicielki sprawdzając czy ta aby na pewno odnotowała ten jakże(!) ją radujący fakt, po czym zasiada wygodnie z lekturą w swej ulubionej pantalowatej piżamce* i ... CZYTA.
O tak, właśnie ;)
O tak, właśnie ;)
Szkolnych czytanek nienawidzi.
S
Zczytuje natomiast wszystko co tylko nawinie się "na oko", ot, przypadkiem i niezobowiązująco zaciekawi ... Więc i znaki drogowe (w podróży), i plakaty reklamowe, etykiety kosmetyków (w kąpieli) i artykułów spożywczych (w trakcie posiłków), wszelkie dotąd nierozszyfrowane napisy na swoich/cudzych ubraniach, matki prywatne notatki, stare zeszyty siostry, to co łaskawie zaserwuje telewizor/komputer, itd.
Zczytuje natomiast wszystko co tylko nawinie się "na oko", ot, przypadkiem i niezobowiązująco zaciekawi ... Więc i znaki drogowe (w podróży), i plakaty reklamowe, etykiety kosmetyków (w kąpieli) i artykułów spożywczych (w trakcie posiłków), wszelkie dotąd nierozszyfrowane napisy na swoich/cudzych ubraniach, matki prywatne notatki, stare zeszyty siostry, to co łaskawie zaserwuje telewizor/komputer, itd.
I przy tym (co rzadkie jest niebywale przy wprost chorobliwej nieśmiałości
jednostki) lubi pochwalić się tym co uda się jej rozszyfrować.
Nie
raz, nie dwa wyrwał z zamyślenia górkową matkę dziecka dźwięczny
głosik rzucający w powietrze wyrwane z kontekstu właśnie wyczytane skądś
słowo czy zdanie.
Jednak ze wszystkich dotychczasowych - najulubieńszym sposobem ćwiczenia bywa że niestety nudnej (wedle jej oceny) sztuki czytania jest ...
Nie naciska się. Nie przymusza. Liczy się na samoistne (dobrym przykładem i zapatrzeniem) wskóranie tego, co tak bardzo chciano by wskórać.
A dziecko czyta pięknie.
Potrafi(!). W domu na górce wciąż nie dowierza się i zastanawia się kiedy to się stało???
Z tygodnia na tydzień coraz płynniej.
Z intonacją. Bo tu przecinek, tam wykrzyknik, a jeszcze przecież najpiękniej znak zapytania odczytany ^^
I tak mało w tym matki pomocy.
Starsza córka była nieporównywalnie bardziej dopilnowanym dzieckiem ...
Był więc strach, obawa o pomyślność "przedsięwzięcia" ...
Jednak wbrew obawom górkowej matki dziecko rzucone na głęboką wodę wcale nie tonie, a tylko płynie kraulem w stronę wakacji.
A przecież jeszcze nie tak dawno litery były dla dziecka kompletnie nieczytelne, wykaligrafowane przezeń E wyglądało jak 3, 2+2 wcale nie sumowało się w 4 ... , a jeszcze chwilę wcześniej był przedszkolny worek z papciami i na ustach radosna pieśń "całuski, całuski dla was mamy" ... i w rodzicielskich oczach łzy wzruszenia.
Bo czas ten zasuwa jak szalony.
O czym miała niedługo przekonać się jeszcze dobitniej górkowa matka ...
Która to uprzednio otarwszy z policzka swe wzruszenie, jęła zastanawiać się nad istotą przemijania.
I wciąż się zastanawia ...
Nie wie bowiem: cieszyć się czy płakać?
Górkowa matka dopatrzyła się na swym licu pierwszych oznak starości.
Zawiało grozą przed jak zwykle zachlapanym lustrem w łazience na górce.
Górkowa matka teraz tylko w głowę zachodzi dlaczegóż to proces starzenia się rozpoczął się akurat od poziomych bruzd na czole ...?
A dziecko czyta pięknie.
Potrafi(!). W domu na górce wciąż nie dowierza się i zastanawia się kiedy to się stało???
Z tygodnia na tydzień coraz płynniej.
Z intonacją. Bo tu przecinek, tam wykrzyknik, a jeszcze przecież najpiękniej znak zapytania odczytany ^^
I tak mało w tym matki pomocy.
Starsza córka była nieporównywalnie bardziej dopilnowanym dzieckiem ...
Był więc strach, obawa o pomyślność "przedsięwzięcia" ...
Jednak wbrew obawom górkowej matki dziecko rzucone na głęboką wodę wcale nie tonie, a tylko płynie kraulem w stronę wakacji.
A przecież jeszcze nie tak dawno litery były dla dziecka kompletnie nieczytelne, wykaligrafowane przezeń E wyglądało jak 3, 2+2 wcale nie sumowało się w 4 ... , a jeszcze chwilę wcześniej był przedszkolny worek z papciami i na ustach radosna pieśń "całuski, całuski dla was mamy" ... i w rodzicielskich oczach łzy wzruszenia.
Bo czas ten zasuwa jak szalony.
O czym miała niedługo przekonać się jeszcze dobitniej górkowa matka ...
Która to uprzednio otarwszy z policzka swe wzruszenie, jęła zastanawiać się nad istotą przemijania.
I wciąż się zastanawia ...
Nie wie bowiem: cieszyć się czy płakać?
Górkowa matka dopatrzyła się na swym licu pierwszych oznak starości.
Zawiało grozą przed jak zwykle zachlapanym lustrem w łazience na górce.
Górkowa matka teraz tylko w głowę zachodzi dlaczegóż to proces starzenia się rozpoczął się akurat od poziomych bruzd na czole ...?
Ku pamięci.
cieszyć się należy i łapać chwile bo niestety czas mknie jak szalony ;)
OdpowiedzUsuńAno pędzi jakby go kto gonił ;)
UsuńWięc cieszyć się trzeba i doceniać każdą minutkę, która nigdy już nie wróci, która każda od kolejnej inna ...
Pozdrawiam w to dżdżyste przedpołudnie!
Duży czyta w dwóch językach...nadawałby się na lektora :)
OdpowiedzUsuńMały(4 lata)jeszcze unika literek...lubi słuchać jak mu cztamy :)
W dwóch językach! Ach! Aż poczułam ukłucie zazdrości ;) ! Lektor fajny i ciekawy zawód. Więc czemuż by nie? :)
UsuńMłoda też długo unikała literek. Nawet nie było mowy o jakimkolwiek zachęceniu. Idąc do szkoły (jako 6-latek) praktycznie nie znała liter (jedynie jako tako drukowane). To taki trudny i uparty typ. Na wszystko musi przyjść odpowiedni moment :)
Zna jeszcze język migowy ;)
UsuńEeeee tam! ;)
UsuńStarsza też zna. Trochę.
:))))