Są też takie, które do nas wracają.
Z Martyshką znamy się od bardzo zamierzchłych czasów.
Z przedszkolnego podwórka jej nie pamiętam, z zerówki też nie bardzo kojarzę.
Nasze wspólne dzieje zaczynają się w szkole podstawowej.
Pamiętam jak w którejś tam klasie (pamięć niestety już nie ta i zawodzi coraz częściej ;), wystosowałam do niej liścik z zapytaniem czy możemy zostać przyjaciółkami ... ;)
Pamiętam również bardzo dobrze towarzyszący temu zapytaniu strach przed odrzuceniem. A był to czas, gdy strasznie chciałam mieć kogoś na wyłączność (i byłam o nią po dziecięcemu zazdrosna; zaborcza to wtedy była przyjaźń z mojej strony - choć myślę, że nigdy nie dałam jej tego odczuć; zresztą później nasza dwójka rozrosła się do całkiem sporej, zgranej paczki).
Jakież było moje zdziwienie, gdy bez większego zastanowienia zgodziła się ^^
Najlepsza uczennica, klasowa "kujonka" wywodząca się z nauczycielskiej rodziny, co w tamtych czasach stanowiło prawdziwy prestiż ;))
(Swoją drogą i Ona teraz naucza, tyle tylko że nieco starsze "dzieci" ;)
Przyjaźń trwała przez długie lata. Całą podstawówkę, szkołę średnią (choć obrałyśmy zupełnie inne drogi kariery :), studia ... Tańczyła na moim weselu, patrzyła jak rośnie Starsza ... Nieco później, gdy to obie wybyłyśmy z Mniejszego Miasta w zupełnie innych kierunkach, ciągle było nam do siebie nie po drodze. Nasze drogi rozeszły się jakoś tak naturalnie. Zostały jedynie krótkie świąteczne życzenia i coraz krótsza pamięć o bardziej osobistych świętach ...
Naszą przyjaźń odkurzyłyśmy po kilku latach. Zadzwoniłam do Niej. Ona miała już wtedy synka, ja Młodszą ...
Nie byłam przy Niej, gdy byłam jej najbardziej potrzebna ... I strasznie mi z tym źle. Może gdybym wiedziała ... Ale Ona nie wyciągnęła ręki po pomoc ...
Ta przerwa w znajomości, ten czas gdy każda żyła swoim życiem, to przepaść w naszej przyjaźni, wielka wyrwa nie do zasypania.
Jest szczerość i zaufanie, ale z pominięciem tego co było ... Jakby luka w pamięci. Męcząca luka.
Trzeba by wypić morze wódki, by przegadać to, co boli i niepotrzebnie zagęszcza powietrze.
Pielęgnujemy tę przyjaźń ostrożnie. Uczymy się siebie na nowo.
Zawsze będzie mi piekielnie bliska.
Zawsze będę miała w pamięci nasze spacery, rozmowy, różne perypetie "klubowe" (MY kontra inna babska grupka klasowa :D) , wspólne pisanie listów do Listy Przebojów Radia Łódź i szeleszczącego cukierkami od nas na antenie radiowej Adasia , pierwsze dyskoteki, a także ... pizzę lądującą sosem na Jej nowym dywanie ^^ Naprawdę niechcący (!).
Nigdy też nie zapomnę kto zaraził mnie miłością do poezji, od Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej przecież się zaczęło ...
Mnóstwo wspólnych wspomnień ... Mnóstwo przegadanych godzin ...
To był najfajniejszy okres w moim życiu. Z rozrzewnieniem wspominam tamte czasy ...
Kiedy odwiedziła mnie dziś znienacka w pracy, z wiązką lawendy z własnego ogródka w jednej dłoni i z książką do przeczytania w drugiej, wzruszyłam się ... ^^
Tak mało spotyka mnie ostatnio dobrego, że jak nikt potrafię docenić każdy najmniejszy promyk słońca bijący od drugiego człowieka.
Ciesz się odzyskaną relacją, ja mojej nie odzyskałam, a ciągle mi gdzieś tam do niej tęskno,..
OdpowiedzUsuńGrunt jednak to cieszyć się z małych rzeczy....się więc cieszę....
Pozdrawiam!
Cieszę się ^^
UsuńZ małych rzeczy też próbuję ...
A takie nieprzymuszone, miłe gesty cieszą przeokropnie ... ^^ Gdy ktoś sam z siebie zechce sprawić nam radość (nie pierwszy raz zresztą), wiedząc przy tym co na pewno w tę radość się obróci ... :))
Cieszmy się zatem! Tym co ulotne w szczególności! I pielęgnujmy nasze przyjaźnie. By już nigdy nie musieć żałować ...
Pozdrawiam serdecznie!!!
z moja przyjaciolka dzieli mnie 1000 km i bardzo nad tym ubolewam...telefony i skajpaj to nie to samo,co miec ja obok siebie...odbijamy sobie to jak jestem w Polsce...to nic,ze potem mamy wory pod oczami po nieprzespanej nocy...ze bola nas glowy...cieszymy sie kazda chwila spedzona razem...nasi mezowie tez sie przyjaznia,nasze dzieci uwielbiaja ze soba przebywac...jestesmy jak rodzina i bardzo sie ciesze,ze stanela na mojej drodze :)
OdpowiedzUsuńPiękna to musi być przyjaźń ^^ Z worami pod oczami, z piaskiem pod powiekami, z pustą butelką po winie ... To właśnie idealny scenariusz dla mnie i M. Dla przyjaciółek po przejściach. Tylko ciągle ... No właśnie, ciągle coś :/
UsuńPielęgnuj co sił! Choćby skajpajem ... ;)
ufff, bałam się w połowie, że to się źle skończy
OdpowiedzUsuńCzyżbym zupełnie niechcący stworzyła klimat grozy ... ? ;)
UsuńDziewczyny, jest problem!
Nie mam zdjęcia na dzisiejszy dzień!!!
I to jest dopiero groza! ; D
Wyłożyć się na samym starcie wyzwania!
Za bukiet lawendy można wiele wybaczyć ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie to raczej ja do niej z Tą lawendą ...
UsuńChyba więcej winy po mojej stronie :(
Masz dobrą pamięć:) ja początków nie pamiętam, za to pamiętam Twoje rysunki w książce do rosyjskiego, kiedyś bardzo dużo rysowałaś. Te godziny przegadane za ladą lub w waszej kuchni - o zawiedzionych miłościach, rozczarowaniach, smutkach i radościach. Wtedy było tak beztrosko, chciałabym wrócić do tamtych momentów... Jest mi bardzo miło, że w tych trudnych dla mnie chwilach mam Cię i mogę Ci sprawić trochę radości i sobie tym samym też. Taka forma terapii. Buziaki!
OdpowiedzUsuńO Liście przebojów już prawie zapomniałam, a przecież słuchałyśmy jej ładnych parę lat, i nasze listy wymieniane w czasie wakacji, kiedy nie było komórek i internetu, i gorący chleb kupowany wieczorem w piekarni, i te małomiasteczkowe dyskoteki w parku albo w Domu Kultury, spacery...
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że i mnie parę wspomnień ulotniło się z głowy ...
UsuńRysunków w książce do ruska nie pamiętam, za to w zeszycie to i owszem (!). A jeszcze lepiej pamiętam ich konsekwencje ... :/ Wstrętny babsztyl był z pani K. Po powrocie do Mniejszego Miasta mam wątpliwą przyjemność regularnych spotkań z nią. Brrrr... Teraz wprost ocieka lukrem w tych naszych relacjach (!). Kto by pomyślał!
Zapomniałam też o listach! Wstyd. Hańba. A dużo tego było. I pięknie było ^^ Listów nie zachowałam, szczerze mówiąc nie mam pojęcia co się z nimi stało. Ale pocztówki od Ciebie, kartki z życzeniami ... mam do tej pory. Wszystkie :) A w poście widzisz, ani słowa o nich ... Nieładnie Kamila, nieładnie ... ;D
Parzący w dłonie chleb i jego niepowtarzalny smak wprost z bochenka pamiętam doskonale ^^
I wakacje z Gustlikiem, Bytomczykiem ... :))
Beztroska ... ^^ Już prawie nie pamiętam co to takiego.
Musimy umówić się na małe wspominki :) Koniecznie! Skrzykniemy się jeszcze z Kaśką P. I ona ostatnio wspominała moje malunki. Przy okazji remontów, przy zdzieraniu tapet, jej oczom ukazały się nie niczyje inne, tylko moje ścienne malunki :))))
Ano marnuję się teraz. Czasem tylko skrobnę jakąś Barbie z mikrofonem (najczęstsze zamówienie) :))
I to mnie jest milej i milej ...
Muuuaaa :*