Patrzę, nie poznaję, wyjść z podziwu nie mogę.
Uśmiech satysfakcji ani myśli zejść z mej twarzy. Można? Można! A że przed wyborami samorządowymi ... Się wytnie ;D Udam, że nie widzę związku żadnego.
Małe święto naszego miasta. Wśród wieeeeelu atrakcji na deser nie byle jaki koncert. Do Mniejszego Miasta zawitał Mesajah. Ehhh ... Jakem ujrzała plakat reklamujący wydarzenie, najpierw dowierzyć nie mogłam oczom moim, szczęściu memu, następnie gęsią skórką pokryło się me ciało. Sama myśl o czekających mnie doznaniach dźwiękowo-wizualnych napawała mnie radością. Wizualizacja masowej imprezy reggae ruszyła w mojej głowie pełną parą.
(Koniec końców dzikich tłumów nie było. "To muzyka u nas niszowa." - rzekła ze zrozumieniem i znawstwem tematu ulubiona sąsiadka grubo po 50-tce, ta z drugiej strony ulicy, z najpiękniejszej przedwojennej kamienicy w naszym mieście, tej widocznej na niektórych blogowych parapetowych zdjęciach. Reggae poległo w starciu z disco polo, na które następnego dnia przyszło morze ludzi :/ )
Wróćmy jednak do niszowej półki.
Przybył, dał z siebie wszystko (żadnego tam odbębnienia, bo publika nie taka!), rozsiał pozytywną aurę optymizmu (przemówił do "tłumu" mądrze i krzepiąco), a co niektóre niewiasty nawet oczarował urokiem osobistym (a przynajmniej jedną taką ;) ...
I dalej ...
Rozbujane z pewną dozą nieśmiałości ciało moje ...
Bo nawiasem pisząc, troszkę staro czułam się wśród młodzieży zwartej z lewa, prawa, z każdej strony, z nieodłączną butlą piwa (tudzież innych trunków) dzierżoną w dłoni, petem w ustach, wcale nie z rzadka zataczającej się na boki, młodzieży skrywającej brak kultury osobistej pod płaszczykiem nonszalancji.
W taki oto sposób uświadomiłam sobie, iż są jednak pewne minusy upływającego czasu. Że młodość kole w oko! - taki oto starczy zmysł obserwujący przypałętał się nieproszony. Ale o tym może innym razem, gdyż do innych, równie ciekawych wniosków doszłam nabywając ostatnio nowe szaty.
Szybko więc przywołałam się do porządku, postanawiając niczym się nie zrażać, na pewne kwestie przymykając jedno oko (wszak licho nie śpi!). Co nie było nawet trudne - wszak wzrok już nie ten ... ;)
Nic to, Kamila! - dodałam sobie w duchu otuchy. Postanowiłam więcej nie skupiać swej uwagi na rażącej w oczy młodości i dziatki swe uprzednio odsunąwszy na odległość bezpieczną od żarzących się fajek i chybotliwych okazów, zajęłam się jakże przyjemną kontemplacją.
I dalej ...
Radosne krzyki i piski do drapania w gardle. Bicie braw do piekących i mrowiących dłoni. Skoro tutejsza publika zajęte miała czym innym dłonie i gardła ;P , musiałam dawać z siebie wszystko (dziatwę swą również usilnie nagabując do rodzinnych wiwatów).
Do dopingu zagrzewał najlepiej sam zespół.
No bo bas dudniący w klacie! Gitarka basowa jak ta lala ... Klawisze. Perkusja majstersztyk. GE-NIAL-NY chórek. No i te piękne dredy!!!!!!!!!!!!
Żaden tam komar niestraszny przy takim akompaniamencie!
A najbardziej z całego koncertu w pamięć wrył się ... Poślubiony (!).
Zgarnął całe show wielkiej Star. Mesajah, musisz mu to wybaczyć. Sam rozumiesz. Działał w imię lepszego jutra.
Przyćmił samą gwiazdę wraz z zespołem, a nawet wraz z urodziwym i niezwykle uzdolnionym chórkiem. Czymże tak się zasłużył ... ???
A zaskoczył mnie pierwszy raz w TAKI sposób ...
Cały czas (odkąd się znamy! a będzie parę ładnych latek) miałam go za zdystansowanego, twardo stąpającego po ziemi, zawsze troszkę ponad wszystkimi, troszkę już starszego (ze skronią przyćmioną siwizną) jegomościa ... ;) Jakże się myliłam! Kamuflował się skubaniec jeden!
Okazuje się iż zupełnie nie znałam męża swego. Nie od tej strony przynajmniej.
A co się OKAZUJE drzemie w nim wcale NIE ODROBINA szaleństwa ^^ Zaskoczenie dekady - aż chciałoby się rzec.
W pewnym momencie, na bisach, na całe gardło wykrzyczał On tytuł piosenki, której Mesajah nie wykonał, a na którą bardzo czekałam Ja. Jego złotowłosa. Niepocieszona. Coraz to markotniejsza wraz z coraz to bliższym finałem koncertu.
Jakież były pobudki odkrycia tej jakże długo skrywanej drugiej twarzy ... ?
Albo miał dość mego jęczenia i zapewne dobrze przypuszczał, że długo bym jeszcze w domowych pieleszach stękała mu nad uchem na temat nieodśpiewanego utworu ... , albo ... po prostu ... kocha ^^
No bo dla siebie by nie krzyczał przecie!
W każdym bądź razie wszystko skończyło się szczęśliwie.
Podczas gdy ja trwałam w niemym zdumieniu, udając, że nie widzę tych wszystkich odwracających się w naszym kierunku twarzy, Poślubiony pstrykał sobie dalej zdjęcia niewzruszony.
Mesajah natomiast usłyszał jego nawoływanie (jakżeby inaczej!), uśmiechnął się, stwierdził że również ten utwór lubi, rozmarzonym głosem dodał, że dobre to były czasy, po czym ... zakończył koncert długo wyczekiwanym "Każdego dnia" :))) Znaaaacie. Jeśli by jednak nie, to KLIK
Doceń to! Doceń to!
Wasza
wciąż pozostająca pod wpływem pozytywnych wibracji muzyki reggae
wciąż pozostająca pod wpływem pozytywnych wibracji muzyki reggae
Camilla
;)))
no proszę jakie miłe emocje i zaskoczenie reakcją męża :D
OdpowiedzUsuńAż strach się bać co tam jeszcze skrywa ... ; D
UsuńKto to wie, co jeszcze w człowieku siedzi ;).
OdpowiedzUsuńReggae czasem słucham, Mesajah "Każdego dnia".
Musze iść na koncert nie byłam wieki, a kiedyś cały czas siedziałam na koncertach!
Ha ha :))))) Dokładnie! - Poślubiony moją wielką niewiadomą!
UsuńI mnie czasem najdzie na reggae. Ostatnio "na tapecie " głównie Kamil Bednarek. Choć to właśnie Mesajah będzie zawsze bliższy sercu ^^
to wspaniale,ze nasi mezowie potrafia nas jeszcze pozytywnie zaskakiwac ;) wydaje sie nam,ze znamy ich juz na wylot a tu taka niespodzianka...
OdpowiedzUsuńNie powiem, fajnie być w taki sposób zaskakiwaną :) Szkoda że nie częściej ;) Podobny element zaskoczenia jest zawsze mile widziany. Przewidywalność bywa męcząca.
UsuńNie jest dobrze, gdy w związku wieje nudą ...
Wielkie dzięki!Kłaniam się nisko!Dzięki Tobie poczułam jakbym tam była...bujała się do rytmu wraz z mało dzikim tłumem i odczuwała fazę :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci że w takich sytuacjach wcale nie drażni mnie upływający czas...wolę siebie,trzydziechę z wielkim plusem umiejącą się bawić niż te młode podlotki,którzy nie znają co to dobra,spontaniczna zabawa ;)
Nie upływający czas mnie drażni, lecz niepokojące zmiany we mnie zachodzące, a konkretnie ten starczy zmysł obserwujący właśnie ;) Nie sposób go wyłączyć. Bywa że karcące spojrzenie rzucam (!), a potem fatalnie się czuję ze świadomością, że w oczach karconej młodości nie jestem bogatą w życiową mądrość kobietą, a jeno zrzędzącym starym zgredem ;) Same to przerabiałyśmy w swej młodości, prawda ... ?
UsuńRazi młodości głupota. Taki to jedyny minus upływającego czasu.
Nie chciałabym znów mieć tych nastu lat. Wolę siebie jako szaloną trzydziestkę ;)
Dzięki! :)
"Każdego dnia" to piosenka z naszego weselnego pierwszego tańca - wulkan radości na parkiecie! Tak jak u Was pod sceną :D
OdpowiedzUsuńNo to musiało się dziać na Waszym weselnym parkiecie ... :)))
UsuńChciałabym to zobaczyć!
Ale zazdroszczę. Kocham koncerty . Szególnie gdy występują moi ulubieńcy. :-)
OdpowiedzUsuńIdzie lato, a wraz z nim moc koncertów :)
UsuńNic tylko korzystać!
Dobrej zabawy!
Mesajah, Donatan i Cleo, Mrozu... koncertowali na kieleckiej Kadzielni 23 maja :) Nie było mnie tam, ale była moja łodzież. Odbierałam z koncertu przed północą :) Radości, śpiewom i opowieściom podczas jazdy autem nie było końca :) Mesajah to ulubiony artysta mojej córki :)
OdpowiedzUsuńKamila, ale Ty masz fajnego męża :)))))
No i fenkju za info o Grocholi i Gilbert w Stonce!!! :*
UsuńZdarzy się, że męża doceniam, ale też że i kołki na jego głowie ciosam ... Czyli jak to w normalnej rodzinie :D
UsuńCo do Stonki ... Proszę bardzo! W tej materii jak zdążyłaś już pewnie zauważyć, możesz na mnie zawsze liczyć - jakoś tak zawsze mam Cię wtedy na myśli i na uwadze :)) Gusta i potrzeby mamy podobne :)
Buźka :*
Lubię takie rytmy i czekam na lato :)
OdpowiedzUsuńLato już prawie, prawie ... Cudnie :)))
Usuńaż pożałowałam, że mnie tam nie było... dobre reggae nie jest złe;)
OdpowiedzUsuńW sumie to zupełnie nie rozumiem jak mogło tam Ciebie zabraknąć (!) ...
UsuńJak to kiedyś napisała Żółwinka (a ja od tamtej pory uwielbiam namiętnie ją cytować) : "W kupie raźniej!" :D O ile łatwiej byłoby wówczas rozkręcić to niemrawe towarzystwo! I ta młodość! Na pewno mniej drażniłaby oko ;)
:***