30 listopada 2015

Are you ready?





Czekamy. Podobnie niecierpliwie jak rok temu.
Część ozdób świątecznych już od kilku tygodni przyozdabia górkowe pięterko. Jak Młodsza się uprze, to koniec. Nie ma mocnych. (Ma to po mamusi. Zła maniera - stwierdzam mimowolonie z perspektywy czasu i niesprzyjających okoliczności. Jak tego dobrze nie rozegra to dostanie kiedyś od życia po dupie.)
Nieważne że wczesny listopad, że za oknem słońce, a na brzozie jeszcze sporo liści ... Aniołki, migotliwe światełka i śniegowe kule zdążyły się już u nas zadomowić.
Zamysł kalendarza adwentowego natomiast wciąż ewoluował w naszych głowach.
A z myślą o nim wielka gałąź zalegała w rogu pokoju od dobrych dwóch tygodni.
Plan był taki, że powoli, bez pośpiechu powstanie kalendarz naszych marzeń.
 Jedynie chciejstwa nam było brak.
Poprawka - wciąż nam go brakuje. A wolnego czasu to już kupimy chętnie z trzy tony.
Więc wyszło jak zawsze.
Na łapu capu, w ostatniej chwili (czyt. dzisiaj).
A radość wyszła z tego większa niż by się kto mógł spodziewać.
:)))



2 komentarze:

  1. Najlepszy czas! Miłego dla Was- z dziećmi adwent ma inny wymiar ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świadomie nie zrobiłam w tym roku kalendarza, bo mamy dla siebie co drugie popołudnie, a w "nasze" dni walczymy z ćwiczeniami korekcyjnymi i tak schodzi...

    OdpowiedzUsuń