Gdy
Górkowa rodzina zaczęła znosić do domu wiosenne kwiecie, okazało się że
zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W lutym dzień co prawda
był słonecznie wiosenny, jednak noc już od tygodnia romansowała z
przymrozkiem, skutkiem czego ostatnie Górkowe poranki spowijała
szadziowa biel. Biel ta w okolicach południa spływała rynnami, wijąc się
nieregularnymi stróżkami po brudnych ulicach i chodnikach Mniejszego
Miasta. Nikogo więc nie powinien zdziwić marzec obuty w śniegowce. A
mimo to rankiem 1 marca niejeden stał w oknie i przecierał oczy ze
zdziwienia. Górkowa matka zaś przywitała ten śniegowy krajobraz
uśmiechem. Szerokim uśmiechem. Doprawdy, ostatnio cieszą ją prawdziwie "małe rzeczy".
A czemuż to, niech opowie luty ...
A czemuż to, niech opowie luty ...
Luty
miał być uważny. I w uważność obfitował. A że w zupełnie innym tego słowa znaczeniu
niżby kto sobie życzył ... ? Widać życzenia trzeba ostrożniej
wypowiadać.
Zaczęło
się od (o zgrozo!) wszawicy (tak tak! dobrze przeczytałeś drogi
czytelniku) w szkole Górkowego potomstwa. Fama szybko się rozniosła.
Rodzicielskiej uwagi nie mogło tutaj zabraknąć. Co wieczór Górkowy
ojciec wraz z Górkową matką uważnie pochylali głowy nad głowami swej
dziatwy, w skupieniu wypatrując choćby najmniejszego śladu zarazy.
Pukiel po puklu, kosmyk po kosmyku. W Górkowej łazience przedziwne
specyfiki rozgościły się na półkach. Na jakiś czas Górkowa rodzina
została wykluczona z jakiejkolwiek formy życia społecznego.
Profilaktycznie zabroniono wszelkich odwiedzin. Wszak nigdy nie wiadomo
co komu po głowie pląsa i co dziecko na głowie ze szkoły przyniesie.
W
całym zamieszaniu związanym z problemem wszawicy nie trudno było
zaniedbać każdą inną równie niecierpiącą zwłoki ważność. I tak
przedłużający się katar (połączony z kaszlem) starszej córki państwa
Górkowych, przerodził się w dokuczliwe bóle głowy tejże. Nawet one nie
zapaliły czerwonej lampki w głowie Górkowej matki, która podejrzliwie
spoglądając na swą pierworodną, bliższa była wydaniu sądu symulacji,
tudzież skłonności dziecka do przesady, aniżeli zawierzenia. Górkowa
matka więc zrzuciła wszystko na karb przemęczenia i niedosypiania
dziecka, które w żaden sposób wieczorem wcześniej nie potrafi usnąć, a
które co rano z łóżka bladym świtem trza zrywać.
Aż dnia pewnego dziecko zadzwoniło ze szkoły. W czasie lekcji co gorsza! (Wiedzieć musi szanowny czytelnik, iż na terenie wspomnianej szkoły obowiązuje bezwzględny zakaz korzystania z telefonów komórkowych; nie licząc hallu, który uprawnia do korzystania z tychże; co nie zmienia faktu, że dziecko z tej możliwości stara się nie korzystać.) Dziecko zadzwoniło z zapytaniem czy może przyjąć z rąk swej wychowawczyni środek przeciwbólowy.
Ból głowy nasilił się - nie było miejsca na niedowierzania. Koniec końców, jeszcze tego samego dnia ból rozprzestrzenił się na rejony prawego ucha. Zrazu matka zajrzała do Internetu. Jej wiedza w tym temacie bowiem była znikoma - wiedziała jeno że taki ból i takie dolegliwości nie wróżą nic dobrego. Gdy zaś temat zgłębiła, aż złapała się za głowę. Nie było czasu czekać. Trza było działać szybko. Wykonała telefon do tutejszej (dobrze już znanej szanownemu czytelnikowi) doktórki. Ta choć w gorącym okresie zarazy rozmaitej, to jednak znalazła w kalendarzu wolną chwilę.
Aż dnia pewnego dziecko zadzwoniło ze szkoły. W czasie lekcji co gorsza! (Wiedzieć musi szanowny czytelnik, iż na terenie wspomnianej szkoły obowiązuje bezwzględny zakaz korzystania z telefonów komórkowych; nie licząc hallu, który uprawnia do korzystania z tychże; co nie zmienia faktu, że dziecko z tej możliwości stara się nie korzystać.) Dziecko zadzwoniło z zapytaniem czy może przyjąć z rąk swej wychowawczyni środek przeciwbólowy.
Ból głowy nasilił się - nie było miejsca na niedowierzania. Koniec końców, jeszcze tego samego dnia ból rozprzestrzenił się na rejony prawego ucha. Zrazu matka zajrzała do Internetu. Jej wiedza w tym temacie bowiem była znikoma - wiedziała jeno że taki ból i takie dolegliwości nie wróżą nic dobrego. Gdy zaś temat zgłębiła, aż złapała się za głowę. Nie było czasu czekać. Trza było działać szybko. Wykonała telefon do tutejszej (dobrze już znanej szanownemu czytelnikowi) doktórki. Ta choć w gorącym okresie zarazy rozmaitej, to jednak znalazła w kalendarzu wolną chwilę.
Matka od razu jakby skrzydeł dostała. Wiedziała że już teraz dobrze być musi.
O
umówionym czasie zajechali pod dom doktórki. Ledwo uchylili drzwi
samochodu w wieczór spowity w mrok, gdy do ich uszu dobiegł szum wody
napędzającej koło młyna. A i w uroczym domostwie doktórki, jeszcze
uważniej aniżeli poprzednio zmysły karmili. Uważniej łakomym okiem
łypali na przecudne umeblowania, ostrożniej stawiali kroki na deskach
podłogi, Górkowa Matka zarejestrowała specyficzny zapach starego
domostwa. Ożyły wspomnienia związane z ukochaną babcią.
Doktórka
zajrzała w kartę dziecka i z miejsca dopatrzyła się pewnej
prawidłowości. Dokładnie rok temu stawili się u niej państwo Górkowie z
tą samą córką po raz pierwszy i jedyny zarazem. Czyżby miało stać się
ich coroczną tradycją lutowe córki zdrowotne niedomaganie ... ? ( O! za
rok Górkowa matka będzie jeszcze uważniejszą w miesiącu lutym! Żaden,
powtarzam ŻADEN, choćby najmniejszy katar jej uwadze nie umknie!).
Doktórka
postawiła diagnozę najgorszą z możliwych (zapalenie ucha), wypisała
receptę, do rąk wręczyła kartkę zabazgraną swymi lekarskimi
hieroglifami, zaleciła wizytę u laryngologa (w gratisie podając numer do
uchwytnego), jak również ciepło domowych pieleszy serwowane w dawce
przynajmniej dwóch tygodni.
Tak oto na Górce zamieszkał drugi w historii życia rodziny Górków antybiotyk - mistrz pierwszego planu - Zinnat.
Dnia
następnego laryngolog stwierdził jeno stan zapalny ucha (będący
następstwem infekcji dróg oddechowych) Górkowej córy, żadnego wycieku
substancji wskazującej na ostre zapalenie ucha się nie dopatrzył (tym
samym
zdejmując z Górkowej matki ramion ogromny ciężar - dosłownie jakby jej
kto 100 kilo z nich usunął jednym ruchem), kropelki do ucha, inne
syropki i żele do nosa przepisał.
Nawet portfel nie zubożał nadto. Mile była Górkowa matka zaskoczona.
Choć wciąż wypatruje się jako takiej na zdrowiu poprawy.
Nawet portfel nie zubożał nadto. Mile była Górkowa matka zaskoczona.
Choć wciąż wypatruje się jako takiej na zdrowiu poprawy.
Trudny był to miesiąc dla innego rodzaju uważności.
Zębowa
Wróżka ledwo zdążyła dotrzeć na czas. Bo choć we Wróżkę już się nie
wierzy (starsze dziecię nie wierzy), to jednak zastrzyk gotówki zawsze
mile widziany.
W
tej uważności chyba tylko cudem nie umknęły uwadze (i fotorelacji)
karteczki pisane ręką młodszej córy, podrzucane matce i ojcu w celu
"wymuszenia" na nich różnych (najczęściej niezdrowych i ograniczanych)
rzeczy, o które strach prosto w oczy zapytać bojąc się niechybnej
odmowy.
W tej uważności starano się nie zwariować i żyć normalnie.
Co widać (mam nadzieję) na poniższych załącznikach.
W tej uważności starano się nie zwariować i żyć normalnie.
Co widać (mam nadzieję) na poniższych załącznikach.
Marzec zatem niech się sam pisze.
Po swojemu.
Bez żadnych zapewnień i pewników.
Zobaczymy co z tego wyniknie.
Po swojemu.
Bez żadnych zapewnień i pewników.
Zobaczymy co z tego wyniknie.
U mnie choroby dzieci od razu wywoływały panikę. Starsza chorowała bardzo często, dopiero młodsze dały mi trochę odpocząć. Najlepiej jakby tych choróbsk nie było :)
OdpowiedzUsuńNa Górce choroby to rzadkość i stąd ta panika, nerwowość, rozchwianie i ogólne pogubienie. Górkowa matka zupełnie sobie nie radzi w świecie syropków i tabletek nie do przełknięcia.
UsuńChoroby sa okropne! Bardzo współczuję :-* duzo zdrówka!
OdpowiedzUsuńŚliczny kolor nudę na pazurkach <3
Za jakiś czas mój blog będzie zamknięty na zaproszenie jesli masz ochotę mnie czytać zostaw email u mnie na blogu :)
Choróbska są fuj!
UsuńDzięki za informację i również dużo zdrówka! :)
Dużo zdrówka i ciepła!!! I pogody ducha (mimo wszystko)! Ściskam i na Górkę posyłam pozytywną energię:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy:)))
UsuńPogody ducha nie może na Górce zabraknąć. Zwłaszcza teraz, gdy na dniach młodsza córka państwa Górków obchodzi (bardzo hucznie ;) zresztą ) urodziny. Ósme. Boże, kiedy to zleciało ... ?
Wszyscy mieszkańcy pięterka ślą do Was szerokie uśmiechy :)))
Czas leci jak szalony. My w tym roku będziemy obchodzić szóste i trzynaste (o starszych nie wspomnę; pan starszy swoje zresztą już obchodził w lutym, ja mam czas do listopada:))
UsuńZaintrygowałam mnie ten lakier nude na Twoich paznokciach, co to?
OdpowiedzUsuńTo Bell GEL4D Caffe latte nr 02. Ostatnio mój ulubiony. Zwłaszcza w towarzystwie błyszczącej srebrzystości. Polecam też Top Coat Inglot ze zdjęcia.
Usuń