JESIEŃ na dobre rozgościła się w Mniejszym Mieście.
Przycupnęła w parku pod starym kasztanem. Dobrze jej tam. Choć prawie nikt jej nie odwiedza. A może właśnie dlatego ...
Pokryła grubą warstwą rozpaćkanych liści chodniki, trawniki, podwórka i parkowe alejki.
Gęstą jak kaszka manna mgłą puka co wieczór do okien.
Kroplami deszczu czasem miarowo zastuka w parapet, zapomniane pranie zrosi, mozaikę z kałuż na nierównych chodnikach zostawi.
Chłodem zawieje w kołnierz, szalikiem w twarz trzepnie, nos w czerwień przystroi, w kominie złowrogo zawyje.
Innym razem zbłąkanym promieniem słonecznym kurtkę rozepnie, czapkę z głowy ściągnie, ciepły cień na ścianę rzuci, po regale z grzbietów przeczytanych książek przepłynie, podświetli tańczący w powietrzu kurz, policzki przez szybę przygrzeje.
Uważnych jesień uraczy widokiem sikorki wesoło i z gracją skaczącej po kikutach brzozowych konarów. Na wyciągniecie ręki przecież, tuż za oknem.
Tych którzy na chwilę zwolnią zachwyci dywanem szeleszczących liści, prawdziwą feerią barw oślepi.
Dla spóźnionych grzybiarzy łaskawa jest (była).
Dobra jesień potrzebujących milusińskich ciepłą budą obdaruje. I odtąd niestraszna im zima.
Jesień lubi się stroić. Najchętniej w żywe kolory. Zagląda do tutejszych szmateksów i wyłuskuje z nich ciepłe swetry i miękkie sukienki.
Miedzianym złotem koloruje blond włosy dodając szarym dniom blasku.
Jesień nocną porą odkurza zaległe stosy zapomnianych książek, uwalniając jedną po drugiej z niebytu, by zaraz upchnąć w przepełnionym regale.
Jesień nieśmiało błądząca myślami wokół szydełka i szydełkowej patchworkowej kapy na łóżko.
Jesień gorąca od parującej kawy wypijanej w hektolitrach. Słodka od kilogramów słodyczy pożeranych bez skrupułów. Pełna nocnego obżarstwa (jak wcześniej).
Jesień z zapachem garujących drożdży i smakiem domowej pizzy w menu przewodnim.
Jesień pisana wyczekiwanymi emisjami serialu "Wataha", oglądanego na wstrzymanym wdechu, ze zgryzaniem lakieru z paznokci włącznie, z uwzględnieniem oczywistych nagrań i późniejszych powtórek, z cofaniem i przesuwaniem fabuły, by rozwikłać wciąż nierozwikłaną zagadkę ... (Ostatnio z takim zaangażowaniem to chyba sto lat temu "Prison break"... :)
Jesień otulająca jak miękką kołderką pragnieniem nicnierobienia.
Jesień pełna dni bez wytchnienia, dni znikających zbyt szybko za horyzontem, dni niezauważonych ...
Jesień sennych dni pełnych niemocy w kuchennych wojażach utulonych i oswojonych.
Jesień dni lepkich od nietęgich myśli spływających słoną strużką po policzku.
Gdy niezauważone w ciągu dnia wydarzenia wracają wieczorem pod postacią stop-klatek, wywołując uczucie wstydu i żalu nie do ugaszenia.
Gdy Ktoś zachwyci się skaczącymi za oknem sikorkami, a ktoś inny odbierze tej chwili magię wydając kolejne komendy. Bo szybko. Bo czas goni. Bo nerwy. A nerwy przecież najlepiej ... w konserwy.
PRZECIEKA PRZEZ PALCE TO CO CENNE.
Ucieka Życie przez duże Ż. Zbyt naturalnie ustępuje miejsca sprawom mniej ważnym. Mówię STOP. Staram się pamiętać by w odpowiednim momencie wzniecić bunt, tupnąć nóżką, zagrozić sobie samej srogo palcem.
A przecież jesień nas nie oszczędza.
Przywitała nas skumulowaniem szkolnych i pozaszkolnych obowiązków.
Starszą sprowadziła na ziemię pierwszą tróją i dwóją (o dziwo obyło się bez większej rozpaczy), pokazując tym samym, że to już nie przelewki ... ;) Mimo to Starsza wciąż dzierży tytuł pilnej uczennicy, zapisuje się coraz zuchwalej w historii swej szkoły, sztandar i apele jej niestraszne, wszystkie konkursy zaliczone (niestety bywa że w dosłownym tego słowa znaczeniu - choćby bez przygotowania charakterystycznego wszystkim pewnym swych umiejętności zdolnym leniwcom), wciąż w radości i skupieniu pracuje nad swoim miejscem w szeregu nieświadomie dając początek nowemu wyścigowi szczurów (co niezmiennie ją zadziwia).
I wreszcie obudził się w niej duch sportu. Pan od w-f-u dojrzał w niej potencjał siatkarki. Przy okazji owocowe imię zamienił w ksywkę "Borówka" :) Przyjęła się. Lovamy ^^
Starsza zaniedbując nieco szkołę, rozwija coraz bardziej pozaszkolne skrzydła, teatralnie rozpościerając je do coraz potężniejszych rozmiarów. To właśnie ich głośny trzepot zmniejsza ból po gorszej ocenie. Bo Starsza kocha scenę z wzajemnością.
Młodszej jesień dała fory w szkolnej przygodzie jako tej z przypiętą metką nieśmiałej. Po pierwszych wątpliwościach, po naszym strachu, że znów ze spuszczoną głową odmówi przeczytania czytanki, że znów z trzęsącymi nóżkami i ze skubaniem paluszków odpowie cichutko na zadane pytanie, zostały wspomnienia ... Bo Młodszej wbrew MOIM obawom najlepiej zrobiła właśnie zmiana otoczenia. Choć jeszcze długa droga przed nią, to jednak zmieniła się bardzo ... Zaskoczyła wszystkich swą samodzielnością i ... skrywaną bystrością przyćmioną porządną porcją geniuszu :D I olśniło tępą matkę, że przecież i Starszej początki, pierwsze kroki były stopniowe, że trochę trwało nim uwierzyła w swą siłę sprawczą ;)
Póki co więc nie psioczę na rządowy podręcznik (choć znalazłoby się kilka powodów), a Ona w skupieniu kreśli piękne literki (cała rodzina zachwyca się nie bez powodu), odbębnia niedbale cyferki (to strasznie nuuuuuudne przecież), zużywa tony gumki do ścierania, nie informuje/informuje ze znacznym opóźnieniem o nowych ocenach, za to nadgorliwie donosi o nowych notkach w zeszycie do korespondencji (nie mylić z uwagami!), odmawia nauki modlitw na religię, kaleczy palec krojąc owoce do szkolnej sałatki, mówi "dostałam złą ocenę" podczas gdy w zeszycie widnieje 5- (ach! ten zdradliwy minusik!), z trzęsącą bródką daje z siebie wszystko na lekcjach pływania, pokonując kolejne strachy jak bajkowy krokodyl ze szkolnych zajęć bajko-terapii, i uwielbia gdy pan od w-fu zwraca się do wszystkich per Smerfy ^^
Taka to właśnie pisze nam się jesień.
Mały mógłby godzinami patrzeć na sikorki odwiedzające nasz balkon...
OdpowiedzUsuńjesień to czas gdy mój dom zwalnia tempo...długie wieczory wykorzystujemy na przygotowywanie światecznych kartek i ozdób,odkurzyliśmy gry planszowe,dużo czytamy,a gorąca czekolada leje się strumnieniami...
p.s.wysłałam poprawiony projekt ;)
Ależ bym chciała móc tak jak Mały ... Znów poczuć tę dziecięcą beztroskę ... ^^
UsuńI my koniecznie musimy zwolnić tempo. Tym bardziej, że najwyższy czas zabrać się za adwentowy kalendarz.
Dziś postaram się skrobnąć maila :)
Piękna ta jesień, taka poetycka... już widziałam ten promień słońca biegnący po twoich książkach. Co do szydełka, gorąco kibicuję i polecam, namawiam, zachęcam, polecam się na korki:P ja lubieżnie się temu oddaję, po nocach nie śpię, wyglądam jak zombie z sińcami pod oczami (prawdziwych się dorobiłam) i na bieżąco przechwalam się.
OdpowiedzUsuńDobra ta Twoja jesień. I fajnie piszesz o swoich dziewczynach-tak troskliwie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
i taką jesień lubię! :)
OdpowiedzUsuńradosnego weekendu pozdrawiam!