Dyniowe lampiony ogrzewające parapet.
Zmieniająca się za oknem brzózka. Z dnia na dzień coraz chętniej pozbywająca się resztek swej jesiennej szaty. I wesoło po jej gałęziach skaczące barwne sikorki. (Jedna nawet zabłądziła i złożyła nam domową wizytę. Gość niebywały ^^)
Budowanie wieży z książek - wertowane zbiory i znajdowane w nich zapomniane prawdziwe skarby. Pamiątki z dzieciństwa - karty biblioteczne stworzone moją i mej siostry ręką ... , przykryte delikatną kołderką niepamięci, a teraz odzyskane ilustracje ... , pierwsze działania matematyczne zdobiące książkowe kartki, nakreślone drżącą ręką, ściskającą pewnie z niemałym przejęciem kredkę ...
Znów duuuużo czytania. I moc książek, których żal oddać do biblioteki. A wśród nich najulubieńsza "Pewnie, że Lotta umie jeździć na rowerze". (Ach! Te ilustracje!) Ale nie tylko ... Młodsza siostra bawi się rymem (z powodzeniem) i z tego to powodu coraz częściej otaczają nas wszelkie rymowanki.
Kredki, kredki i jeszcze raz kredki. I klej, brokat i nożyczki ...
A także nagłe zainteresowanie Młodszej literkami.
I wreszcie (!) najprawdziwszy sukces - definitywne polubienie przedszkola! Przez całe trzy lata uczęszczania bardzo różnie z tym bywało ... Tym bardziej szkoda że od września przedwczesne "Witaj szkoło!" ... :/
Pacynki i teatrzyki.
Nowa pasja Starszej - szycie!!! Ukłon w stronę szkolnych zajęć! - matka by jej tego nie nauczyła ... Chyba że znienawidzić ;)
Starsza recytująca o jesieni wcale nie w języku ojczystym. (Duma! Duma!)
Wreszcie przeczytana "McDusia" i towarzysząca temu walka z opadającymi powiekami, by doczytać jeszcze choć jedną jej stronę, by choć o tyle być bliżej zaspokojenia głodu znanego tylko miłośnikom Jeżycjady.
Kilka obejrzanych filmów.
Wyciągnięte na światło dzienne szydełko. (Póki co przyglądam mu się z bezpiecznej odległości.)
Ukochane muffiny czekoladowe z pewnego sklepu na L, jogurty i hektolitry gorącej herbaty z miodem. A wszystko to pochłaniane w bardzo późnych godzinach nocnych i skutkujące lekkim przybraniem masy - nie rozpaczam.
Obecność wirusów. Nocny stolik zapełniony syropami. Dużo polegiwania, snucia się po domu w piżamach i grubych skarpetach. I niebywała cierpliwość i dzielność Młodszej w nierównej walce z jakby nie było nowym.
Wagary od przedszkola, a nawet od szkoły ... Ciii... ;)
Szkolna dyskoteka andrzejkowa Starszej.
Urodzinowe i świąteczne plany.
Upychanie po szafach pierwszych prezentów.
Aparat fotograficzny zalegający w szufladzie oraz kurzący się wysoko na szafie komputer (odłożony jak najwyżej, by nie kradł cennego na wagę złota czasu). W ostatnich tygodniach było mi nad wyraz nie po drodze z jednym i z drugim urządzeniem. Stąd moja tutejsza absencja.
Poprawię się. Obiecuję :)
O a u Ciebie tak kolorowo! Dzieci to jednak potęga :)
OdpowiedzUsuńA szydełko polecam, nie dziergałam lata całe, a to niezmiernie uspokajające ;)
OdpowiedzUsuńU mnie zawsze kolorowo - jakoś tak sam wychodzi ... :) Chyba faktycznie wszystko przez te dzieciaki!!! ;)
UsuńSzydełkowałam baaardzo dawno temu i okazuje się ... że można wszystko zapomnieć (!). Ale właściwości uspokajające robótek ręcznych mogę potwierdzić. To wszak głównie z tego powodu szydełko ujrzało światło dzienne ;) Impulsów do skorzystania z jego mocy nie brakuje (ha ha), jednak jakoś trudno mi się zebrać ;/
Piękna mozaika listopadowych wspomnień.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDni pędzą jak szalone ... Ulotność chwil jest mi aż nadto dobrze znana. Zawsze dopiero podsumowanie miesiąca uświadamia mi ile tak naprawdę wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni.
Ocalić od zapomnienia ^^
Piękny listopad, który minął niewiadomokiedy.
OdpowiedzUsuńDokładnie - niewiadomokiedy.
UsuńDzięki :)
Jak ja lubię tutaj zaglądać... ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy! Bardzo! :)))
Usuńto prawda komputer i telefon to pożeracz czasu...czasem lepiej odłożyć je wysoko :-)
OdpowiedzUsuńfajne podsumowanie listopada , działo się :)
Ilekroć przytacham do łóżka komputer, kończy się na niewyspaniu i nietknięciu książki :/ Dlatego coraz częściej odkładam bardzo wysoko :)
UsuńDziało się :)
Dziękuję.
Lubię takie listopadowe dni. :-) Pełne książek.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ^^ Pogoda barowa sprzyja czytelnictwu :) Aktualne anomalia pogodowe tym bardziej.
UsuńZa oknem wieje, świszczy, zacina, błyska(!) , a następnego dnia prawdziwa zawieja śnieżna - aktualnie za oknem szalony taniec śnieżynek przy akompaniamencie równie silnych, co głośnych podmuchów wiatru. Nic tylko książkę w łapę i czytać! :)))
Wspaniały ten Wasz listopad, pełen małych cudów...
OdpowiedzUsuńI ja uwielbiam TĘ książkę o Lotcie, te ilustracje.
Zachwycające jest to, że będąc rodzicem ma się ułatwiony dostęp do tych wszystkich małych cudów ... ^^
UsuńLottę kocham nad życie - chyba bardziej niż sama K. No może w podobnych proporcjach ;) Teraz zamówiłam i czekam na "Patrz, Madika, pada śnieg!". Liczę na podobne czytelnicze doznania :) Na Ilon Wikland można polegać.
Dziękuję :)
no wreszcie, już cię miałam pogonić smsem... koszyczek widzę służy, a jak się sprawuje ocieplacz? jak dobrze pójdzie, jutro niespodzianek ciąg dalszy;)
OdpowiedzUsuń:))) Miło że Ktoś trzyma pieczę nad moim blogowaniem :)
UsuńUff!!! Krucho z czasem :/
Koszyczek co i rusz zmienia zastosowanie :) Aktualnie służy za "podręcznik"- czyli mieści wszystko co musi być pod ręką, a co leżąc samym sobą na szafce tworzy brzydki nieporządek, fe! ;) Jest w nim więc "mydło i powidło". Chyba lepiej, że tego nie widzisz :D Muszę uprzątnąć nim zaszczycisz me skromne progi swą obecnością ;)
Ocieplacz nie został umieszczony w podsumowaniu (choć oczywiście powinien się w nim znaleźć! ba!), gdyż wciąż czeka na inaugurację (!) - wstyd się przyznać, ale ... oszczędzam go ;/ Żal zbrudzić tak piękne dzieło geniuszu ^^ Zacznij wreszcie prowadzić bloga, by każdy to czytający mógł zobaczyć o jakim to ocieplaczu piszemy tu sobie tak miło (a piszemy o ocieplaczu na kubek - sweterku na kubek, jak sama go nazywam :)))
Czekam na te niespodzianki, czekam ... ;) Oj, Ty sama dobrze wiesz jak bardzo!
:*