28 stycznia 2016

Co słychać na górce

Jeszcze w grudniu, korzystając z sprzyjającej aury (lekkiej zimy) Górkowa starszyzna rodu rozpoczęła remonty na zewnątrz swej rezydencji. Z dnia na dzień ich domostwo z racji gabarytów i nabierającej urody coraz bardziej przypominało Belweder. Kilka okien wymieniono, co było trzeba ocieplono, nałożono stosowne tynki, odrestaurowano zabytkowe obramowania okienne, a na końcu betonową szarość zastąpiono eleganckim kremowym beżem. Tak miały się sprawy od frontu. Bowiem gdy rusztowania przeniesiono na ścianę szczytową budynku (tę z oknami Górkowego pięterka), zima w końcu postanowiła pokazać na co ją stać i skuła malowniczym mrozem ofoliowane szyby. Roboty musiały zaczekać. Robotnicy zawinęli się dnia pewnego i zniknęli jak się później miało okazać na długie tygodnie.

Styczeń więc upłynął na Górce za oklejonymi folią oknami. Co jak twierdzi Górkowa matka nie pozostało bez echa. Według niej ograniczony dostęp do promieni słonecznych  przyczynił się do takich a nie innych nastrojów domowników.

W końcu wraz z ostatnimi dniami zima zelżała, śnieg spłynął spadzistymi ulicami miasta, a tym samym robotnicy mogli powrócić na opuszczone stanowiska pracy. Czyli za ofoliowane okna. Od wczoraj, od wczesnych godzin porannych zza szyb na nowo dochodzą rubaszne śmiechy i dowcipy wypowiedziane w iście kwiecistym języku. Górkowe młode, jako że ferie w toku i ich obecność domowa wzmożona, przysłuchują się tym dziwom nieśmiało rozbawione.
W wytęsknieniu wypatruje się momentu ujrzenia przez własne okna świata prawdziwego, ptaków krążących po niebie,  czy wróbla skaczącego po gołych gałązkach brzozowych ... Zamiast mętnej szarości falującej do taktu z wiatrem.

Ferie na Górce mijają w atmosferze ogólnego lenistwa i znudzenia, długiego leżakowania i piżamowania. Nikomu nie chce się wyściubiać nosa z domu, nikt też nie oczekuje specjalnych rozrywek i wrażeń. I dobrze. Odnotowuje się bowiem ogólny spadek formy wszystkich domowników.

Młodsze dziecię ćwiczy tabliczkę mnożenia. Mozolnie. Ma to na pewno po swej rodzicielce, która dokładnie pamięta iż wszelkie nauki pamięciowe od zawsze były dla niej dość problematyczne. Nie dla niej teoria do wkucia na blaszkę.  Każdy wiersz do przyswojenia przyprawiał o cierpnięcie skóry, a wystąpienie przed szerszym forum (nic to że tylko znanych i lubianych szkolnych kolegów) zraszało zimnym potem. Doskonale matka rozumie swe dziecię. Stara się mu pomóc tę trudną sztukę polubić. Łatwe to to nie jest.  Ilekroć matka woła dziecię do nauki, dziecię nagle odczuwa przemożną chęć zabawy, budowania namiotów z kocy i pledów/czytania ulubionych książek /rysowania ....

/Wspomnieć w tym miejscu należy o niewspomnianym. O grudniowym przełomie młodszego dziecięcia w wystąpieniach publicznych. Wszak dziecię całe przedszkole odmawiało jakiejkolwiek współpracy w tym temacie. Aż do tegorocznych jasełek. Unowocześnionych jasełek. Dziecięciu została powierzona rola Kopciuszka. Choć jasełka wystawiane były dla rodziców, rodzicom dziecię zabroniło na nie przybyć. Jednak jak wieść niesie (bystra starsza siostra uczęszczająca do tej samej szkoły doniosła sms-em, Górkowy ojciec podglądający zza drzwi zdał wieczorną relację) dziecię wyszło na scenę, po czym nie bez tremy (co prawda), lecz głośno i wyraźnie powiedziało, co powiedzieć miało.
(Na wszystkich próbach zaś wiodło prym i było pod niebiosa wychwalane.)
Górkowi rodzice nie posiadali się ze szczęścia!
Tym samym zdjęto kolejne bolączki z załamującej ręce nad swym dzieciem matki./

Starsze dziecię zaś kończy czytać kolejną już książkę.  Którą to?  A któż to by zliczył!
A gdy akurat nie czyta to gra w The Sims. Nałogowo. Te dwie czynności pochłaniają je zupełnie.
Gdzie miała rozum Górkowa matka kiedy zakupiła dziecku pierwszą grę  ... ? O, gdzie?!!

W międzyczasie nuda.  Nuda.  I nuda. Powłóczysty krok, szuranie papciem, krążenie po domu bez celu konkretnego ...
Ale to się lada chwila zmieni.
Przybyła bowiem na górkę Górkowa siostra cioteczna.  Będzie się działo!

I Górkowa matka ostatnimi czasy w niemoc popadła dziwną. A ta niemoc wygnała ją do kuchni. Gdzie to upichciła obiadów na trzy dni i od razu zrobiło jej się na duszy i ciele lżej jakby.

Górkowy ojciec zaś nie mogąc znieść powyższej ciężkiej domowej sytuacji rzucił się w wir pracy.

***

Korzystając z wolnego wybrała się razu pewnego górkowa rodzina do odległego miasta do ulubionej pływalni (Aquaparkiem go zwą). Górkowa matka już na wejściu, przy samych kasach miała się najeść wstydu. Młodsza z córek bowiem, bardzo zadowolona ze swej czujności, patrząc znacząco na górkowej matki nogawki spytała niewystarczająco konspiracyjnym szeptem:

-"A ogoliłaś się ... ?"

Zbędnym owłosieniem jej rodzicielka nie musiała zaprzątać sobie głowy.
Za to przez bite trzy godziny udawała że w swym jednoczęściowym kostiumie nie wygląda jak dorodna krewetka. Górkowy ojciec zaś krążył od basenu do basenu na wciągniętym brzuchu. Dodatkowo oboje udawali że ta dwójka niedożywionych dzieci, co to wciąż wokół nich krążyła natrętnie, to wcale nie ich potomstwo ...

Jasnym się stało że coś trzeba z tym fantem zrobić. Z faktem obrastania w zimowy tłuszczyk rzecz jasna. (Bo że Górkowych dzieci nie sposób podtuczyć to wiadoma sprawa.)
G. matka ściągnęła z szafy zakurzoną matę do ćwiczeń. Filmik stosowny i jakże zapomniany na YouTube odnalazła. Teraz musi jeno odnaleźć swą silną wolę. Za pieruna nie może sobie przypomnieć gdzie ją odłożyła.
Zaś Górkowy ojciec znacząco do niej mrugając stwierdził, że on to zna przyjemniejsze formy spalania kalorii.







Photo by Starsza


10 komentarzy:

  1. Photo by Starsza bardzo fajne:)
    A "Planetę dobrych myśli" polecasz? Bo mam teraz fazę na pozytywne książki, tzn. uczące pozytywnego myślenia i właśnie sobie zakupiłam "Trening szczęścia" (!) Pawlikowskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przekażę :)
      Co do twórczości Pawlikowskiej, to niczego dobrego na jej temat powiedzieć nie potrafię. Jeśli ktoś potrafi czerpać mądrość i radość z oklepanych frazesów, to proszę bardzo ... Nie potępiam. Jednak mnie one zwyczajnie śmieszą. Mamy nawet jeden ulubiony fragment:
      "Weź przykład z truskawek.
      Truskawki są zadowolone z bycia truskawkami.
      Truskawka nie marudzi:
      -Ojej, ale pomarańcza ma ładniejszy kolor.
      -A daktyle są bardziej słodkie.
      (...) "
      Troszkę to dla mnie zbyt infantylne :)
      Choć klika myśli oczywiście jest wartych uwagi. Jednak to wydanie skierowane jest bardziej dla dzieci. Kupiłam je dla Starszej. Liczyłam że pomoże w odzyskaniu utraconego optymizmu ... I jak widać na zdjęciach, Starsza czasem robi z niego użytek. Najczęściej przydaje się jej do zwalczania stresu przed lekcją matematyki ;)
      Z poradników od serca polecić mogę każdemu jedynie Reginę Brett. Lubię bardzo.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Przykład truskawek faktycznie ciekawy. Takiej mądrości nie potrzebuję. Teraz to się zaczęłam bać zakupionego "Treningu szczęścia", bo Pawlikowskiej poradników w ogóle nie znam, jedynie książki o podróżach.
      Reginy Brett czytałam "Bóg nigdy nie mruga" i, choć miałam momenty znudzenia i zwątpienia w jej słowa, dobrze było tę książkę poznać. Budująco. Podobno "Bóg zawsze znajdzie ci pracę" jest świetna (wirtualnie znajomy chochlik z innego bloga podpowiada:)).

      Usuń
    3. Musisz się przekonać. Bardzo jestem ciekawa Twojej oceny.
      Sama z założenia neguję to co wielbią tłumy. Z góry zakładam że jeżeli coś jest dla każdego i do wszystkich przemawia, to wysokich lotów być nie może (ale to tylko moje prywatne przemyślenia).
      No i należałoby wspomnieć, że nie cierpię poradników. Tych konkretnych zaś szczególnie ;/

      Brett natomiast jak wiesz to nietypowy poradnik. Też nieidealny. Bo i mnie uwierało w nim kilka lekcji. Jednak summa sumarum podziałał na mnie podobnie budująco (na tyle że na pewno do niego wrócę).
      Znam tylko pierwszą część. Dwie kolejne, pożyczone, leżą już zbyt długo na regale. "Jesteś cudem" coraz bardziej kusi. Ale wiesz ... ten przebrzydły Nesbo nie chce mi dać spokoju ;) Harry Hole wciąż rządzi!

      Usuń
  2. Uwagi na temat ćwiczeń i znajdowania silnej woli - ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się zdaje, że jeśli chodzi o zagubioną silną wolę, to dotknęła mnie amnezja ;D

      Usuń
  3. dzień dobry
    mimo opisanego marazmu/nudy czuję moc przez duże m na Górce, i z chęcią wpadłabym na kawę. pokazałabym parę figur na tej macie;) wymieniła się książkami.
    PS foty pełne ciepła, brawo dla Starszej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobrrry :)
      Wpadaj zatem. Kawa - zawsze! Dwa razu mi nie mów ;) Matę rozgrzejemy do czerwoności, po regałach pobuszujesz, może cos razem upichcimy ... ? Winko otworzymy ...
      Tylko weź ze sobą zupę-krem z buraka :)))
      P.S. Dzięki :)

      Usuń