13 sierpnia 2014

Mniejsze Miasto w krzywym zwierciadle

Mniejsze Miasto porasta swymi zabudowaniami spore wzniesienie. Niegdyś bardzo gęsto zalesione, teraz będące głównie skupiskiem drzew owocowych.
To miasteczko czereśniowych sadów doczekało się już nawet książkowych wzmianek i opowieści. Bo okazuje się, że dla niektórych może być ono urokliwą mieściną godną takiegoż wyróżnienia, tudzież spisania na jego tle dziejów swego rodu.

To cicha i spokojna mieścina. Idealną ciszę przecina jedynie jednostajny pomruk samochodowych silników przejeżdżających głównymi ulicami miasta, z rzadka (ze wzmożoną siłą wieczorową porą) zawarczy jakiś skuter lub hamulcami zapiszczy i smród spalonej gumy po sobie zostawi zbłąkany dawca organów.
Bywa że ciszę dnia znienacka zakłóci przeraźliwe wycie syreny strażackiej. Poczucie grozy potęguje fakt, że rozchodzi się ono tuż za rogiem i świdruje powietrze rosnącymi decybelami.  Z rzadka da się słyszeć odgłos pędzącej w oddali karetki, pojawiający się nagle nie wiadomo skąd krótki sygnał policyjnej syreny, częściej pojedyncze okrzyki, krótkie pozdrowienia, czyjeś nawoływanie, urwane fragmenty rozmów tuż za oknem (uroki domostwa przy samej ulicy - dobrze, że chociaż tej bocznej, mało ruchliwej...).
Nie uświadczysz tu głośnej komunikacji miejskiej, linii podmiejskiej czy tramwaju. Z rzadka mignie autobus lub przewoźny busik.
Czyli całkiem normalne podrzędne miasteczko.

W samym jego sercu tętni życie miasta. A tym życiem stały komplet miejscowych pijaczków okupujących od wczesnych godzin porannych po wieczorny mrok rynkowe ławeczki.
Jak w każdej tego typu mieścinie tak i tu mieszkańcy karmią się co większą sensacją. Jakiś romans,  rozwodzik, czyjś odwołany ślub (o, to przede wszystkim!) - tym tu się żyje (!). Od sensacji do sensacji. Lub jak kto woli od niedzieli do niedzieli - czyli od jednej kościelnej rewii mody do drugiej.

W tymże sercu miasta, mniej więcej (mniej lub więcej) na samym szczycie wzniesienia mieści się nasze domostwo. Z jednej jego strony kościół wraz z okalającym go słynnym już ryneczkiem z przylegającą doń biblioteką i marnymi sklepikami,  komisariat policji i placówka służby zdrowia, dalej po omacku odrestaurowany park wraz z zacnym Miejsko - Gminnym Ośrodkiem Kultury, bank, budynek gminy, poczta, mały targ, na którym codziennie wystawiają na sprzedaż swe produkty okoliczni rolnicy, kilka sklepowych pawilonów, trzy domy weselne, trzy apteki oraz kilka supermarketów drugiej kategorii.  Z drugiej zaś strony budynek Ochotniczej Straży Pożarnej, piekarnia, mini-księgarnia, pizzeria ...  Na obrzeżach miasta cmentarz, osiedle domków jednorodzinnych,  szkoła podstawowa, gimnazjum. Ot i cała mieścina.

Żyje się tu spokojnie, by nie nazwać rzeczy po imieniu ... nudno.

W Mniejszym Mieście czas odmierza zegar na wieży kościelnej. Żaden kwadrans ani godzina nie umknie jego uwadze i skrupulatnej rachubie. A i każdą porę dnia przydzieloną mu melodią sumiennie ogłosi.  I tak wczesnoporanną ciszę przetnie trąbka zawodząca na potęgę w nutę "Kiedy ranne wstają zorze", południe "Anioł Pański" nakreśli, a koniec dnia w godzinę śmierci papieskiej mieszkańcom "Barka" obwieści.
W okolicach kluczowych katolickich świąt ku radości mieszkańców repertuar ulega lekkim modyfikacjom. Da się wówczas słyszeć kolęda jedna z drugą.  Klimat zdecydowanie milszy uchu.

Niedziela.
Mój cotygodniowy jednodniowy weekend.
Budzi mnie nawoływanie kościelnych dzwonów. Na mszę wierni! Zasypiam. Zanim wywlekę z łóżka swe leniwe ciało jeszcze parokrotnie z ramion Morfeusza wyciągnie mnie dochodzący zza okna, jak zwykle niezwykle podniosły i zbolały ton kazania naszego proboszcza, od którego to niezmiennie moja skóra cierpnie, a mózg robi się senny.
Wreszcie udaje mu się ściągnąć na mnie wyrzuty sumienia.  Zwlekam swe cztery litery i wspólnie podążamy nieśmiało w stronę kuchni. Nie uskuteczniając przy tym pustych przebiegów, zabieram ze sobą po drodze kilka pustych kubków, bezwiednie niczym pies Pawłowa uprzątam ogólny drobny bałagan.
Dzień bez kawy dniem straconym. Kiedy czajnik zaczyna przyjemnie szumieć, kątem oka dostrzegam frustrujące jak zwykle śmieci. Nie pozwalając sobie na grzeszne lenistwo, postanawiam zrobić z tym czym prędzej porządek.

Miejsce akcji - oblane ostrym słońcem przydomowe podwórko.
Czas akcji - niedzielne przedpołudnie, dla niektórych zaś (tych zmęczonych całotygodniową harówą)  wczesny ranek.
Wynosząc śmieci staję oko w oko ze wzmożonymi słońcem objawami alergii. Prychając, pociągając nosem i kichając na potęgę, witam się jak zwykle radośnie z Mańkiem. Po rozprawieniu się ze śmieciami i entym kichnięciu, mam serdecznie dosyć i zaczynam kierować się do zaciemnionego domostwa. Wtedy to do moich uszu dociera chrypliwe i głośne:

-Tak się kicha na kielicha!!!

dochodzące zza płota.
To sąsiad zza wschodniej granicy. Sąsiad z więzienną przeszłością,  z ponoć licznymi układami z mafią (ludzie gadają), bawiący się w szmugle i inne podejrzane interesy, niezwykle rozrywkowy stary kawaler, lubiący się napić i niestety nie znający w tym temacie umiaru. Recytujący z głowy z brawurową intonacją "Baśń o trzech braciach i królewnie" , od pierwszego wersu po ostatni, bez najmniejszego zająknięcia, czy choćby chwili zawahania w głosie, z niezbędnym wypikaniem w miejscu każdego wulgaryzmu. O jego zdolnościach aktorskich miałam okazję i wątpliwą przyjemność przekonać się niedawno i o ile dotąd nieznany mi wierszyk nie przypadł mi do gustu i podążania za jego rozbudowaną akcją zaprzestałam mniej więcej gdzieś w jego połowie, o tyle sąsiada zdolności aktorskie nie pozwoliły mi ani na moment oderwać od niego oczu. Wespół z inną sąsiadką, z którą to sąsiad uraczył nas swym występem, zdumione i porażone gabarytem utworu, stwierdziłyśmy ... że chłop się marnuje.





Sąsiad to dla mnie nieszkodliwy. Szanujemy się. Mimo wszystko. Zawsze grzecznie się witamy, uśmiechy i sąsiedzkie żarciki wymieniamy. Nie inaczej było tym razem ...

- Chodź Kamila!  Wypijemy jednego i od razu przestaniesz kichać. - i dalej kontynuuje swoje żarty. Gołym okiem widać, że od rana w świetnym jest humorze. Jedno piwko lub dwa pewnie już spożyte. Jak na jego możliwości to małe śniadanko. - Widzisz jak Cię poznałem po kichaniu ... ? - dalej bredzi w piwnym uniesieniu.

Parsknęłam najszczerszym śmiechem. Ubawiło mnie to szczerze. Uśmiechałam się głupio do siebie jeszcze długo po tym, gdy tylko przypomniałam sobie powyższą anegdotkę.

Sąsiadowi grzecznie odmówiłam w duchu ciesząc się (po raz pierwszy), że zamiast wymarzonego ogrodzenia dzieli nas wysoki mur, a tym samym  oczom sąsiada nie ukazała się poczochrana zjawa spowita w kuse nocne woale.


Ciąg dalszy być może nastąpi ....

16 komentarzy:

  1. :-D Jak to "może"??? Musi! Też mam podobnego sasiada, choć nie za plotem :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty to masz talent. Przenioslam sie tam, do Ciebie i nawet slyszalam jak kichasz!
    Czekam na wiecej:)

    Pozdrowienia,
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym opowiadanie czytała :) proszę o więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. domagam sie ciagu daleszego!
    uwielbia Cie czytac:)

    OdpowiedzUsuń
  5. He, opowieść jakby o miasteczku, obok którego mieszkam...ale wieży nie rozpoznaję. Mur rzeczywiście nie prześwituje i szkoda, że nie jest dźwiękoszczelny;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale trafiłam :) Wracam w sam raz do jakiejś opowieści chyba, książki, ale nie wiem czy baśni :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabrałaś mnie ze sobą swoją opowieścią, cudnie Cię było odwiedzić. Czekam na kolejną podróż:)

    OdpowiedzUsuń
  8. I ja chcę przeczytać ciąg dalszy!!! Koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki dziewczyny!
      Za każdy komentarz z osobna!
      Miło mi, że wciągnęły Was moje opowieści dziwnej treści i że czekacie na ciąg dalszy. Sama polubiłam ten cykl postów :)
      Czuję powagę sytuacji i obecne tu słowne jarzmo nacisku, a także gorący stan wyczekania ;)
      Jeśli tylko życie napisze ciekawy scenariusz lub jeśli tylko popłynę wartkim nurtem mego zgorzknienia, wówczas dowiecie się co nowego w Mniejszym Mieście ;) Dzieje się wiele, choć bez podobnych anegdotek, a zanudzenie czytelnika nie jest mym celem.
      Sąsiad ma się dobrze, by nie powiedzieć, że aż za dobrze ;) , ja zaś podążam żmudną ścieżką codzienności.

      Tymczasem pozdrawiam wszystkich Czytaczy :))))
      Do napisania!

      Usuń
  9. Dodam tylko, że sąsiad popisuje się od czasu do czasu innymi talentami, np. muzycznym: gitara, śpiew... hi, hi (choć nie ukrywam, że coraz rzadziej).
    Sąsiadka z przeciwległej strony płota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ileż to ciekawych wspomnień uleci człowiekowi z głowy!
      Pozdrawiam Sąsiadeczkę! :))))

      Usuń