11 listopada 2013

Budujemy wieżę, czyli o tym ile metrów książek znajduje się w dziecięcym pokoju

Książki były obecne w moim życiu od zawsze. I zawsze zajmowały w nim bardzo ważne, zaszczytne miejsce. Od najwcześniejszych lat.
Doskonale pamiętam wczesne niedzielne poranki, gdy to cały dom jeszcze sennie  posapywał, a w moim łóżku już szeleściły książkowe kartki ... Pamiętam ile frajdy sprawiało mi przesiadywanie w szkolnej bibliotece ... Pamiętam fascynację "Dziećmi z Bullerbyn" (i chęć przeżywania takich samych przygód), oczarowanie "Anią z Zielonego Wzgórza" i zachłyśnięcie się Jeżycjadą ...
Lata mijały, zmieniałam się ja, zmieniało się wszystko dookoła, a miłość do książek trwała przy mnie nieprzerwanie. Ba! Z roku na rok stawała się coraz to większa, dojrzalsza, inna ...

Historia zatoczyła koło. Teraz to mnie budzi szelest kartek dochodzący z dziecięcych łóżek ^^
Cieszy mnie każda jedna przytachana samodzielnie przez Starszą z biblioteki książka ... Serce raduje się, gdy widzę u Niej te same iskierki radości w oczach, to podniecenie przy dokonywaniu wyboru i przejęcie z jakim opowiada o nowych lekturach ... Niestety bywa, że przypadkiem zdradza całą fabułę, a ostatnio Matka lubi po dziecku przeczytać ... :) - bo Starszą zaczyna ciągnąć w coraz ciekawsze czytelnicze rejony ^^

Młodsza wertująca biblioteczne półki, czy "czytająca" po swojemu, rozczula tak, że oczy się pocą, a wszystkie troski i smutki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ... A gdy kolejny wieczór z rzędu domaga się tej samej książki do poduszki, z radością rejestruję fakt, że znów się udało ... Rośnie nam kolejna wielbicielka książek ^^ Moja krew! Poprawka. Nasza krew! :)

Olga z bloga O tym, że ... zorganizowała bardzo ciekawą akcję Wybudujemy wieżę.
Bałyśmy się że nie zdążymy dołożyć naszej cegiełki, ale udało się! Z wielkim poślizgiem, ale jednak!
Oto nasza wieża, a właściwie dwie! Bo młodych czytelniczek w naszym domku sztuk 2, a każda należy do zupełnie innego przedziału czytelniczego. Cztery lata różnicy to wielka przepaść. Nie do przeskoczenia. Ale i temperament, zainteresowania, upodobania ... od początku inne. Rozpiętość książkowa więc u nas spora ... Tematyka różnorodna - od Hello Kitty, przez chów świnek morskich ;) , po książki tematyczne typu origami czy "zrób to sam".
Mimo to wspólne wieczorne czytanie od lat wychodzi nam świetnie :)

Wieża Młodszej - 122 cm wysokości. Większa jej część to spadek po starszej siostrze. Kilka tytułów nadal jest wspólnych (co kazano mi tutaj zaznaczyć jasno i wyraźnie! - to przecież nie przystoi by starsza siostra miała niższą wieżę ;))) i Starsza z lubością z nich korzysta - bo trudno na zawsze pożegnać się z niejedną lekturą i bohaterem ... Kilka tytułów i zdartych grzbietów zostanie zresztą z nami już na zawsze ... Póty mól futrzany, psotnik kołatek, pustosz kradnik czy rybik cukrowy nie strawią tego, co tak dla nas cenne ... Póty inne mole książkowe (te pięciopalczaste ;) nie sprawią, że owe eksponaty rozpadną się do reszty ...
No bo jak to tak? Wyrzucić tylko dlatego, że grzbiet w totalnej rozsypce? Że tematyka dla młodszego smyka ... ? Oddać komuś by później tęsknić i rzewnie żałować ... ? Nigdy w życiu!
I tak jest z nami kilka tytułów, które choć wiekowo już  nieodpowiednie, to jednak wciąż ukochane ... Doskonale pamiętamy, gdy uczyliśmy się z nimi pierwszych słówek i wskazywaliśmy pierwszego kotka, zamaszyście stukając w tekturowe strony ... Wszystkie te książki są cenne jak rodzinne fotografie ... Patrzę na daną książkę, a widzę nasze wspólne chwile spędzone nad nią ... Z każdą książką wiążą się jakieś wspomnienia ...
Cudowne wspomnienia. Wiele godzin spędzonych na wspólnym przewracaniu wciąż tych samych ukochanych stron ... Całe wersy, strony recytowane prosto  z głowy ^^ Ilustracje obejrzane z każdej perspektywy, rozłożone na czynniki pierwsze, ze znajomością najdrobniejszych detali ... :) Jak  choćby "Czerwony Kapturek" - nazywany przez wówczas dźwigającą się z raczkowaniem i stawaniem w łóżeczku Starszą "Kapim" ... Jedna z pierwszych książeczek Starszej, najulubieńsza ... - co widać gołym okiem (!). Z podartymi przez samą zainteresowaną kartkami, a później przez niemogąca odżałować mnie sklejone pieczołowicie. Patrzę na niego i z miejsca  cofam się osiem lat wstecz .. i widzę wszystko wyraźnie jakby to było wczoraj ...
Równie dużym sentymentem darzymy serię edukacyjną "ABC ... Uczę się" (chyba jedną z nielicznych ambitnych kolekcji Hachette - pewnie dlatego że powstała ona przy współpracy z Małgorzatą Strzałkowską, której nazwisko jest tutaj najlepszą rekomendacją). Zaczytywaliśmy się tymi rymowankami w czasach przedszkolnych początków Starszej. Długo były głównym daniem w wieczornym (i nie tylko) czytaniu ... "Anakonda Adelajda" recytowana na pamięć, wcale nie do znudzenia :), Barakuda Bronisława zabierana codziennie do przedszkola, "Cztery kotki" gubiące się na kartkach książki, co wieczór odszukiwane przez małe paluszki ... Wciąż te historyjki  ze Starszą pamiętamy i z Młodszą odświeżamy :)
Bardzo dłuuuugo byliśmy też wierni Panu Kuleczce i jego wesołej zwierzęcej gromadce ... Cudownie  to ciepła i rodzinna seria dla młodszych dzieci!
"Lotta z ulicy Awanturników" od lat wciąż, niezmiennie na tapecie ... Nie chce się znudzić nikomu ... :)
Wiersze Brzechwy i Tuwima - nigdy nie dane im było się zakurzyć ...
I wiele, wiele innych, o których można by pisać i pisać ...
Ale jest w tej wieży także kilka pozycji charakternych tylko i wyłącznie aktualnej właścicielce ... Bo to ona właśnie zapoczątkowała "modę" na Lottę z ulicy Awanturników i to ona przechodziła fascynację choćby książkami Hello Kitty (ku mojej rozpaczy!).
  Wielu książek niestety już z nami nie ma. Nie wytrzymały próby czasu, bądź zniknęły z naszych półek (powędrowały w świat) nim zrozumiałam, że to niewybaczalne ... - większości nie mogę odżałować.

Na drugą wieżę ( 125 cm wysokości) Starsza miała już duży wpływ. Czytający czytelnik ma wszak swoje prawa :) Choć tak naprawdę ta wieża dopiero zaczyna powstawać. Rozrasta się w nieregularnym tempie. To rośnie, to maleje. Coś dokupimy, coś oddamy młodszej siostrze. Składają się na nią książki, po które sama chętnie bym sięgnęła. Bo żem wredna matka i nie kupię dziecku książki niewartościowej wedle mojej osobistej oceny ;P Bywa, że używam mądrej siły perswazji.
Mamy w posiadaniu klika cennych eksponatów. Niektóre najchętniej czytalibyśmy w ochronnych bawełnianych rękawiczkach ;D - z takim szczególnym namaszczeniem dbamy o limitowane podwójne wydanie "Karolci" (zrobiłam TU wstęp do niej, a później nie było czasu by polecić na forum). To jedna z ciekawszych lektur dla drugich klas - choć osobiście uważam, że przeznaczona jest dla młodszych dzieci - my poznaliśmy ją dużo wcześniej. Tuż obok zaszczytne miejsce zajmuje cykl powieści Andrzeja Maleszki "Magiczne drzewo" oraz książki Marcina Szczygielskiego i wszystkie nagrody książkowe. Się wie!
Ale nie tylko ...
Właścicielka ledwo nauczyła się czytać, już zaczęła sięgać po książki z naszych półek - na pierwszy ogień poszedł Harry Potter (jam jego fanka i absolutnie nie mugolka!). Przygarnęła go bardzo zachłannie, z otwartymi ramionami. Oddałam więc bez żalu w jej posiadanie. Podobnie jak całą kolekcję moich książek z dzieciństwa ^^ A wśród nich prawdziwe rarytasy :) : pokolorowany przeze mnie kilkadziesiąt lat wstecz "Doktor Dollittle" (momentu ćwiczenia matematyki na jego stronach nie kojarzę ;/ , choć ślady zbrodni widoczne aż nadto wyraźnie ;), "Fizia Pończoszanka" (mikołajkowy prezent podarowany przez moją pierwszą wielką miłość we wczesnych latach podstawówki ;) , "Nasza mama czarodziejka" (pierwsza nagroda za dobre wyniki w nauce) czy ukochany zbiór wierszy Ewy Szelburg-Zarembiny; a w nim najcudniej zalegające w pamięci "Na kasztanie"i "Idzie niebo". Znam na pamięć do dzisiejszego dnia ... Pamiętam jak namiętnie przekalkowywałam wszystkie ilustracje z tego zbioru.
I znów wiele, wiele innych ...
By już nie przedłużać ... zapraszam na fotorelację!
Przedstawiam Państwu nasze cenne zbiory!
:))))


 




 



  
 




 



W taki oto sposób powstał najdłuższy wpis w historii tego bloga :))
Mam nadzieję, że przynajmniej co niektórzy dotrwali do końca tej przydługiej opowieści i że nie przysnęli przy tym twardym snem ;D




4 listopada 2013

My October

Październik. Pierwsze skojarzenie to ... wielkie święto w Mniejszym Mieście - odpust parafialny i moc atrakcji dla dużych i małych miłośników tandety. Choć nie powiem ... łezka w oku zakręciła się na widok piłeczek wypełnionych trocinami skaczących na gumkach czy gwizdków w kształcie kogucika ;)
Łopoczące na jesiennym wietrze kolorowe balony, pędzące karuzele, przeraźliwie głośna muzyka, co i rusz słyszany huk wystrzelanych petard i kapiszonów, kakofonia bombardująca moją głowę ... 
Najistotniejszy punkt programu - stoisko z kolorowymi perukami! Koniecznie trzeba było wszystkie przymierzyć, a na drugi dzień tata musiał szukać odpowiedniego modelu w Większym Mieście :)  
A wisienką na torcie pierwszy pierścionek od Tatusia.
Starsza zadowoliła się walką z potęgą grawitacji.
Wata cukrowa coraz częściej przegrywa z kretesem z wizją lepiących się po jej konsumpcji łapek. Zaserwowano więc mimo mroźnego i wietrznego dnia lody. Przy akompaniamencie całego majdanu smakowały nad wyraz wybornie. Zresztą zakazany owoc sam w sobie smakuje najrozkoszniej :) Sami prosiliśmy się o wolne od przedszkola, więc właśnie tak zaczęliśmy październik.

Październik był miesiącem bardzo ubogim we wspólnie spędzony czas. Stąd mało do wspominania. I wciąż nam siebie mało ... Bo nadal cieszy tylko to co dookoła Ich, Nas ... Cała reszta wciąż czeka na stabilizację. Chaos i niepewność wciąż rosną w siłę.
Mimo to nie poddawaliśmy się. Było troszkę spacerów i zbierania liści, troszkę późnych powrotów z wędrówek paluszków po paciorkach różańca, trochę pięknych skrawków nieba, trochę wspólnych zabaw na placu zabaw, trochę lepienia, klejenia, wycinania i malowania, dużo wieczornego czytania, tulenia i całowania ...